
Kiedy w 17-tym tygodniu ciąży okazało się, że noszę pod sercem Chłopca- odetchnęłam z ulgą. Koniec z pytaniem numer jeden, na które przyszło mi odpowiadać kilka razy dziennie. "Co byś wolała, chłopca czy dziewczynkę?". Oficjalnie wolałam "Nieważne co, aby zdrowe było", nieoficjalnie marzyłam oczywiście o córce. Przecież od małego karmiono mnie bajką o tym, że córka lepiej się z rodzicami (a z mamą to już w ogóle) dogaduje, jest opoką na stare lata, łatwiej się chowa, mniej choruje.Córka jest lepsza. Jest spełnieniem marzeń, a Syn to tylko przypadek niefortunny. No trudno, zdarzył się, trzeba wychować. Z Córką można zaplatać warkocze, przymierzać sukienki, lalkami się bawić, paznokcie malować, babskie sekrety mieć. A z Synem? Co z takim robić? Trudno powiedzieć. Karmiono mnie historiami o kobietach, które do skutku walczyły o Córkę i zostały na placu boju z czterema Synami. CZTEREMA! Trudno o większy pech, prawda? No i ja do tego pechowego worka z etykietką "Syn" wpadłam. Słyszałam "No trudno.", "Może następnym razem się uda?", "Oj, będziesz miała ciężko, chłopcy się gorzej chowają". I tak dalej.
W 23 tygodniu trafiłam na porodówkę. Później na patologię ciąży, nie pierwszy zresztą raz. Podczas usg lekarz pyta czy wiem co będzie. Chłopiec-mówię pewnie. Chłopiec?- zdziwił się lekarz- No nie wiem... Zaraz się przyjrzymy...
I to 'zaraz się przyjrzymy' okazało się najdłuższą chwilą mojego życia. Ciąża zagrożona, nie wiadomo co będzie, a ja - głupia!- płaczę. Po policzku coraz więcej łez spływa. Bo jak to "No nie wiem", jak to "przyjrzymy się"? Miał być Chłopiec, na pewno. Ja nie chcę córki, chcę mojego Małego Chłopca. Chcę poznać Jego męski świat i autka z Nim puszczać...
- Tak, jednak chłopiec!- lekarz przerywa moje myśli zanim zagalopują za daleko. Po chwili spogląda na mnie- No i czego pani ryczy, chłopak fajna sprawa, a tu każda babę chce!- kręci głową z dezaprobatą.
- Kiedy ja właśnie chłopca chcę! Dziękuję Panie Doktorze! Bardzo dziękuję!- wykrzyknęłam radośnie, bo właśnie w tej chwili uświadomiłam sobie, że na Syna, to na Niego czekam i o nim marzę.
- A, to już mężowi podziękować trzeba- uśmiecha się pod nosem i kiwa głową- tym razem zadowolony ze mnie.
I urodził się ten Chłopiec, mieszka z nami już prawie 4 lata. Jest fantastyczny! Uwielbiam kiedy zbiera dla mnie kwiaty na łące i kiedy mówi, że jak dorośnie- kupi mi pałac ze złota. Uwielbiam jak razem z Tatą mówią na mnie "Nasza Dziewczyna!". Uwielbiam Jego opiekuńcze "Nie martw się, Mamo". Podoba mi się w Nim Jego siła, odwaga, zwinność. Kiedy upadnie, zazwyczaj otrzepuje kolana i biegnie dalej. Rower, hulajnoga, bieganie- to Jego żywioł. Taki mały, a już widać, że facet z Niego pełną gębą. Pokłóci się, wykrzyczy swoje, a za pięć minut "Mamuś...", trajkocze jakby się nic nie stało. Często wpada w złość, ale nie wie co to foch. Nie chce być setną Anną czy Elsą na balu, tylko codziennie zmienia zdanie. Lwem? Piratem? Kucharzem? Klaunem? Strażakiem? Kotem? Nie, jednak będzie piratem. Obdarte kolana, bojówki z licznymi śladami po trawie, kieszenie pełne kamieni i patyków. Lubię ten chłopięcy świat. I myślę ze smutkiem o tym, że chłopcy są dyskryminowani. Bo są! Ciągle czytam o tym, że to dziewczynkom i kobietom pod górkę. Pewnie tak, pewnie są takie obszary, w które wkrada się do naszego kobiecego świata niesprawiedliwość. Ale życie chłopca to też nie "bułka z masłem". Syn mi kiedyś zdał pytanie czy dziewczynki są lepsze. To nie wzięło się znikąd. Jest bystrym i spostrzegawczym chłopcem. Słyszy, widzi i wyciąga wnioski. Na przykład wtedy, kiedy na placu zabaw jedna pani opowiada drugiej, że urodzi się Jej druga wnuczka. Całe szczęście, modlili się o dziewczynkę, bo z chłopakiem, to skaranie boskie! Wtedy kiedy chłopiec z lokami po pas jest wytykany palcami. A dziewczynka? Jej przystoi każda fryzura. Wtedy kiedy, w wieku niespełna dwóch lat, pcha drewniany, czerwony wózek z misiem i słyszy "Chłopiec z wózkiem?!"
Milion takich, niewinnych (czy na pewno?) sytuacji.
Ale to jeszcze nic. Uważam, że prawdziwy problem zaczyna się gdy chłopiec staje się ojcem. Obserwuję to zjawisko bardzo wnikliwie od lat czterech. Mój Mąż jest wspaniałym Tatą! Robi przy Synu wszystko to co ja. Wiele rzeczy robi lepiej niż ja. Znam wielu takich Ojców, normą stało się równe zaangażowanie rodziców w sprawy związane z Dzieckiem. Wspólne dzielenie obowiązków z Nim związanych. Mimo to Oni- Ojcowie nadal czują się jak rodzice gorszej kategorii. I zdarza się, że są jako rodzice dyskryminowani.
Kiedy?
"Wtedy, gdy pielęgniarka w szpitalu robi wielkie oczy, gdy mówimy, że dziś ja zostanę z naszym Dzieckiem na noc"- mówi mój Mąż.
"Wtedy, gdy lekarz mówi do żony, a nie do nas."- mówi kolejny fantastyczny Tata.
"Wtedy, gdy znajomy dziwi się, że noszę dziecko w chuście, a to przecież 'babskie sprawy'." wspomina następny.
"Wtedy, kiedy córka choruje i ja nie mam możliwości pójść na zwolnienie lekarskie, bo w moim miejscu pracy obowiązuje nieformalny przepis, że ojciec na zwolnienie nie chodzi. Nigdy. A żona już 4 razy w tym roku była, a przecież też pracuje na etacie. Dziadków do pomocy nie mamy, chciałem raz ja wziąć na siebie ten obowiązek..." - skarży się inny Tata.
Na pewno nie wszędzie tak jest.
Są lekarze, którzy wierzą, ze Tata poda dziecku leki równie dobrze jak Mama.
Pielęgniarki, które wiedzą, że Tata poradzi sobie z Maluchem w szpitalu na równi z Mamą, a może nawet lepiej, bo jest od niej spokojniejszy.
Są znajomi którzy rozumieją, że bliskość z dzieckiem, to nie babska sprawa. To sprawa rodzica.
I pracodawcy, którzy nie robią zadymy, kiedy raz w roku to facet, dla odmiany, jest na zwolnieniu by opiekować się chorym dzieckiem.
Cudownie mieć Córkę i cudownie mieć Syna. Tata jest tak samo ważny w życiu Dziecka jak Mama.
Mówmy o tym głośno. A jeśli masz ochotę wyrazić odmienne zdanie- spójrz czy Twojej rozmowie nie przysłuchuje się Mały Chłopiec, który przed snem zapyta "Mamo, a chłopcy są gorsi od dziewczyn? Dlaczego?!"









Hulajnoga- Cogio Kids Italy. Kiedy pomyślałam o hulajnodze, w głowie miałam oczywiście popularną Mini Micro. Już prawie ją kupiłam, gdy okazało się, że Miesio ze swoim wzrostem musi mieć już nie Mini a Maxi Micro. A ponieważ czeka nas również kupno nowego roweru (16") i fotelika samochodowego, cena okazała się na ten moment zaporowa. Wtedy w oko wpadły mi hulajnogi Cogio, wyprodukowane w tej samej fabryce co Micro. Cena świetna, my mamy tę większą, z regulowaną rączką (obciążenie do 50kg), ale są też takie dla Maluszków, o tu. My naszej używamy kilka dni i nie mam póki co zastrzeżeń- jest lekka, solidnie wykonana, zwrotna, ale stablina, cichutka, koła dały sobie radę nawet na wertepach i w lesie :) Od kiedy się pojawiła Mieszko jej nie wypuszcza z rąk :) Hulajnoga dostępna w sklepie Bemisie (dostawa kurierem od 99zł free!)
Z szafy Mieszka :
Bluzka- Lindex
Spodnie- Next
Czapa- H&M