piątek, 22 lipca 2016

Wakacje Chłopca.


Martwiliśmy się w tym roku wakacjami jakie mamy zamiar zaproponować naszemu Chłopcu. Tak innymi niż te, których doświadczył i które zna. Brak morza, wyjazdu gdzieś dalej. Remont. Mama, która musi sporo polegiwać. Takie były plany, a życie jeszcze dowaliło swoje do tego scenariusza. Takiego lata jeszcze nie było.
Jednak, jak zwykle zresztą, okazało się, że lęki te są po naszej, rodzicielskiej, stronie. Bo Jemu wystarczy Mama i Tata. Nasz czas. Zwykłe rzeczy i wydarzenia. Wycieczki w pobliskie miejsca, a czasem po prostu swobodne spacerowanie. Tam gdzie nas nogi poniosą. Kamienne schody nad rzeką i kolorowe szkiełka dały Mu zajęcie na długie minuty. Uwielbiam przyglądać się tym zabawom. Kiedy tworzy coś z niczego. Kiedy powstają takie monologi, że otwieramy buzie ze zdziwienia. Albo pękamy ze śmiechu. Lub ocieramy łzę wzruszenia. Bo obserwowanie tego Chłopca, to niezmiennie nasza ulubiona rozrywka, od lat już pięciu. Kiedyś, dokładnie dwa lata temu, pisałam o Chłopcu z latawcem. Pamiętacie? To nadal jeden z najważniejszych dla mnie wpisów, które powstały na blogu. O, TU.  Ten Chłopiec nie zniknął. On nadal tu jest. I chciałabym by został nim już na zawsze.


Kochani, rzadko już opisuję zawartość Mieszkowej szafy, ale to taki moment, gdzie przerobiliśmy już chyba wszystko i mało w tym temacie się u nas zmienia. Jesteśmy monotonni, poruszamy się utartymi szlakami. Pan Pantaloni (pantalony i kamizelka), Booso, Maybe4baby (nasze ulubione spodnie baggy street, t-shirty), Korci (bluzy najwspanialsze). To do nich ciągle wracamy. Plus kilka ulubionych sieciówek jak Zara czy Next. Ale czasem uda się na polskim rynku znaleźć perełkę, która do tego wąskiego grona ulubieńców natychmiast dołącza. Tak było z bucikami od Bambini Manufaktura. Zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia. W ich kolorach, zabawnych nazwach -  każdy bucik ma swoje imię, my dzisiaj pokazujemy Wam Energicznego smyka, który idealnie pasuje do naszego Miesia ;) Kiedy dowiedziałam się, że buciki mogą mieć na tarczy wygrawerowany dowolny napis (na przykład imię dziecka)- już całkiem przepadłam. Czasami taka miłość kończy się wraz z otwarciem paczki. Ale nie tym razem. To jedne z najlepszych butów dziecięcych jakie miałam w dłoniach. I jeszcze żadne nie były tak lekkie! Nawet nasze ukochane Superfity. My wybraliśmy zamszowy model z przewiewnymi dziureczkami, w sam raz na lato. Wnętrze bucika jest skórzane, cholewka wykonana jest ze skóry koziej lub bydlęcej. Posiadają odpowiedni zapiętek stabilizujący nóżkę dziecka, szerokie, lekko utwardzone czubki. Spód bucika to bardzo lekka, miękka, elastyczna oraz łatwa do czyszczenia pianka eva. Martwiłam się tylko jak zamsz zniesie harce mojego pięciolatka. Niepotrzebnie, na zdjęciach które dziś widzicie Mieszko ma je na sobie któryś raz z rzędu. Wyglądają wciąż jak nowe, prawda?  Z całego serca i z pełną odpowiedzialnością polecam Wam ten wyjątkowy sklep, gdzie buty dla najmłodszych tworzone są z pasją i dbałością o detale. Pozostaje ich błagać tylko o to, by rozszerzyli rozmiarówkę! Obecnie są dostępne buciki w rozmiarach 21-30, a nasz Mieszko już wskoczył w 30tkę... 


Szafa Mieszka:
Buciki - Bambini Maufaktura: sklep, fb
Bluza- Booso
Jeansy- Zara
T-shirt- Ralph Lauren (znaleziony w sh)

piątek, 15 lipca 2016

Bezpieczne lato w miejskiej dżungli.


To lato po raz pierwszy spędzamy w całości w mieście. Czekając na Jaśminkę, która może się przecież okazać równie niecierpliwa jak Jej Brat- nie ruszamy się już nigdzie daleko. W mieście nie znaczy z dala od natury. Są wypady poza miasto, do Dziadków, na wieś, do ogródka Pradziadków, nad jezioro, odkryty basen czy piknik do parku, są też codziennie pobyty na placu zabaw. Jak każda mama, staram się dbać o bezpieczeństwo mojego Dziecka. Zawsze przed wakacjami pojawia się u nas w apteczce niezliczona liczba plastrów (kolana zdzierane są nagminnie;)) i innych wakacyjnych przydasiów. Jednak dbanie o bezpieczeństwo to nie tylko rzeczy, to także zachowania i postawy jakich uczymy nasze Dzieci. W tym roku ta wakacyjna "wyprawka" jest trochę inna, bo nieco inaczej spędzamy czas. Poczytajcie o tym, jak dbam o to, by mój syn był bezpieczny w mieście i napiszcie jakie Wy macie na to sposoby :)

1. Rozmawiam z synem. Dużo. Także o tym co niewygodne. O tym, że nie wszyscy ludzie są dobrzy  i że nie należy słuchać poleceń każdego dorosłego, zwłaszcza nieznajomego. O kleszczach, które czają się w krzakach. O tym, że zanim się napije- ma sprawdzić czy w butelce lub kubku nie znalazła się pszczoła czy osa. Zdania na ten temat są podzielone. Są mamy, które wolą nie straszyć Dziecka. Ja chcę by wiedział jakie zagrożenia są realne i umiał sobie z nimi poradzić. Informował, kiedy zauważy coś niepokojącego. Staram się by te rozmowy nie były częste i nie wpływały za bardzo na Jego beztroskie dzieciństwo, ale nie chcę też by był całkowicie odrealniony i oderwany od rzeczywistości. Efekt? Miesio jest swobodny, z reguły odważnie eksploruje otoczenie. Ale kiedy ostatnio złapała nas ulewa i burza- pilnował byśmy nie stali w pobliżu żadnego drzewa, wiedział jak się zachować.

2. Kładę nacisk na rozwój samodzielności u Mieszka. Bez względu na to jak to jest dla mnie trudne. Ostatnio sam poszedł do sklepu. Pierwszy raz. Wybrałam taki sklep, w drodze do którego nie musiał przechodzić przez ulicę. Zastanawiał się długo. Iść? Zerwać się "ze smyczy"? Czy zostać w bezpiecznym domu? Sam podsumował to tak: "Bardzo chcę i bardzo się boję." Ja też się bałam i miałam ochotę odpuścić, powiedzieć "To chodźmy razem." Ale zwalczyłam tę pokusę i powiedziałam, że na pewno sobie poradzi. Poszedł. Kupił budyń. Z Mężem czekaliśmy przyklejeni do okna i kiedy zobaczyliśmy Go jak wraca, szczęśliwy i dumny z siebie- wiedzieliśmy, że było warto. Teraz chodzi sam do sklepu kilka razy w tygodniu;) Zakupy pakuje do siatki, przynosi mi resztę i paragon, pamięta by powiedzieć Pani "dzień dobry" i "do widzenia", okazuje się, że bez Mamusi jest znacznie bardziej ogarnięty w terenie ;)
Już dawno zauważyłam, że Dzieciaki stale kontrolowane przez rodziców nie radzą sobie same. To one ulegają wypadkom, spuszczone na krótką chwilę z oczu. Dlaczego? Bo są przyzwyczajone do tego, że ktoś stale myśli za nie. Prowadzi za rękę. Bezmyślnie przechodzą przez ulicę i nie uczą się tego jak powinny się zachować i zadbać o swoje bezpieczeństwo. Bez mamy/taty. Same. Nie tego chcę dla mojego syna.

3. Lato, to słońce. Przynajmniej teoretycznie;) Kiedyś szalałam z przeciwsłoneczną ochroną, teraz moja wiedza na ten temat jest inna.  Staram się by Miesio miał kontakt ze słońcem i syntetyzował  deficytową u 90% społeczeństwa witaminę d. Ale z głową. Kąpiel słoneczna- tak, opalanie- nie. W mieście w ogóle zrezygnowałam z filtrów, na plaży stosujemy te mineralne. Natomiast podstawa to czapka z daszkiem lub kapelusz i okulary- koniecznie z filtrami, nie szkiełka ze straganu za kilka złotych.


4. Owady. To czego najbardziej się boję, na fali ostatnich wydarzeń, to kleszcze. Mieliśmy dwie przygody z ich udziałem, jedna skończyła się dobrze, druga nie i trochę otworzyły mi się oczy na skalę tego problemu. Jest ich z roku na rok więcej, ponieważ mamy łagodne zimy. Urzędują od marca do listopada. Kiedyś chorobę przenosił co setny, teraz co trzeci kleszcz... Niestety przekonaliśmy się jak okrutna jest ta statystyka. Ewentualna borelioza jest niebezpieczna  dla każdego, dla kobiet w ciąży szczególnie, bo przenika przez łożysko. Oprócz boreliozy jest szereg innych chorób odkleszczowych, bardzo utrudniających życie, trudno wyleczalnych i wymagających tego leczenia latami. Ale kleszcze w mieście? Pomyślicie, że zwariowałam. Tymczasem o wiele łatwiej złapać takiego gościa w parku, na skwerku czy w ogrodzie niż na przykład na plaży. Kleszcze są tam gdzie są ludzie, zwierzęta i trawa. Więcej o kleszczach przeczytajcie na blogu Czym zająć malucha, o TU, warto mieć tę wiedzę! Ja dotychczas nie zawracałam sobie nimi  głowy. Teraz mam swoje sposoby na nie, mam nadzieję, że okażą się skuteczne... Jakie?

-codzienna obserwacja- oglądamy miejsca ciepłe, ulubione miejsce kleszczy, to skóra pod kolanami. Przeglądamy też skórę głowy, między włosami. Po dłuższych spacerach od razu proponuję wziąć prysznic, ciuchy wrzucić do prania i zrobić przegląd całej rodziny. Czy to wystarczy? Cóż, ja swojego kleszcza zlokalizowałam. U Męża kleszcza nigdy nie widzieliśmy, a ostatecznie to on miał rumień i boreliozę... Co ciekawe, 70% osób chorych nigdy kleszcza u siebie nie znalazło. Mimo to warto szukać, wyciągnięty szybko ma mniejszą szansę zarażenia nas chorobami.

- długie spodnie, długi rękaw- to nasz strój na wycieczki. Latem świetnie sprawdzą się cienkie, płócienne spodnie. U nas sprawdzają się pantalonki od Pan Pantaloni i Street baggy classic maybe4baby.

- nie używamy sprayów na kleszcze. Te bezpieczne nie działają. Te działające są neurotoksyczne, więc im też dziękujemy.

- kiedy znajdziemy kleszcza- wysyłamy go do badania. O ile łatwo stwierdzić czy kleszcz był zarażony, o tyle szukanie przeciwciał w krwi człowieka to już szukanie igły w stogu siana, a negatywny wynik nie oznacza niestety braku boreliozy... W moim mieście dwa laboratoria zajmują się badaniem kleszcza. My naszego wysłaliśmy TU, czas oczekiwania był najkrótszy.

- od czasu naszej podwójnej, kleszczowej przygody, używamy aparatów Tickless.
Ich skuteczność została potwierdzona badaniami, znalazłam same pozytywne opinie na ich temat. Działają za pomocą ultradźwięków, blokując narząd hallera u kleszczy, co skutecznie uniemożliwia im wyczuwanie człowieka. To trochę tak, jakbyśmy byli dla nich niewidzialni.  Najpierw pojawił się u nas Tickless baby, czyli urządzenie dla dzieci do 5 roku życia. Znalazłam go w Natuli, o TU


Okazał się bardzo wygodny- jest mały, nie trzeba pamiętać by go uruchamiać, działa nieprzerywanie około 10-12 miesięcy (w każdej chwili jesteśmy w stanie sprawdzić czy urządzenie jeszcze działa). Urządzenie jest bezpieczne dla małych dzieci, nie mamy tu do czynienia z chemią jak w przypadku innych środków. Postanowiliśmy zadbać o bezpieczeństwo całej rodziny i do naszego beżowego Tickless baby dołączył różowy, dla Jaśminki. Można go doczepić do wózka Malucha. Największy wysyp kleszczy w Polsce przypada na maj-czerwiec i wrzesień- październik, a my sporo przebywamy w sadzie rodziców i w plenerze, więc wydaje mi się to koniecznym elementem naszej jesiennej wyprawki niemowlaka. 



My z mężem używamy Tickless human, który ma zasięg 3 metrów. Miesiowi tak się spodobał, że notorycznie nam go podkrada ;) Tu działanie jest nieco inne. Możemy Tickless włączyć i wyłączyć. Duży zasięg sprawia, że podczas pikniku ochroni całą rodzinę.



Moja przyjaciółka przeczytała ostatnio artykuł na blogu Hafija o wirusie Zika (TU), który jest bardzo niebezpieczny dla płodu i rzekomo ma szansę pojawić się w Polsce w sierpniu.  Napisała mi, znając mojego niesamowitego ostatnio pecha do tego typu historii, "Kup to urządzenie na komary!".  Przygarnęliśmy więc do domu także odstraszacz komarów Tickless. 


O tych sprytnych urządzeniach więcej przeczytacie na stronie producenta TUTAJ, a możecie je kupić w sklepach Natuli lub Aktywny urwis. Tanie nie są, ale i tak sporo tańsze niż badanie kleszcza i ewentualne leczenie. Ich największym plusem jest to, że są w pełni bezpieczne dla ludzi i zwierząt. Lekkie, małe, praktyczne i ładne. W przyszłym roku zaopatrzymy się w taki zestaw już na początku kwietnia.

5. Plastry, plasterki. Mam je wszędzie. I to w naprawdę sporych ilościach. Mój syn dużo jeździ na rowerze i hulajnodze, więc nieobce są nam różnego rodzaju rany i zadrapania. A nic nie pomaga tak na krokodyle łzy, jak szybkie zaklejenie ranki plasterkiem. Wcześniej psikamy octaniseptem, wygodny bo w sprayu i nie szczypie tak jak woda utleniona.  Co do plastrów, świetnie sprawdzają się te z Ikea. Niedrogie, dobrze się trzymają i są śliczne ;)


6. Kolejny must have. Opaska informacyjna z telefonem do rodziców. Miesio zgubił nam się jeden raz i wyglądało to tak, że my go widzieliśmy, a on nas nie. Zanim zdążyliśmy do Niego dobiec, On zdążył się naprawdę nieźle wystraszyć. Z opaską czuje się bezpiecznie, wie, że wystarczy do kogoś podejść i poprosić, by zadzwonił do Mamy/ Taty. Opasek mamy dużo i używamy w tłumie- na festynie, deptaku, w centrum handlowym, na plaży. 

Nasza ulubiona, to ta pierwsza od góry, opaska LittleLife, dostępna na przykład TU. Mieszko ma ją już kilka lat, jest niezniszczalna. Jako jedyna ma telefon do rodzica ukryty w środku, co jest dobrym rozwiązaniem. Tylko ona ma miejsce na adres i informację o tym co uczula dziecko. 

Środkowa, to opaska z Rossmanna. Tu plusem jest bardzo niska cena- 1/2 zł za opaskę. Opaska jest ładna, kolorowa, łatwo się ją zakłada i reguluje. Tak jak w przypadku pierwszej, raczej nie ma szans, że spadnie z rączki. Trzeba jednak liczyć się z częstą wymianą. Może też się zdarzyć, że numer telefonu wyblaknie, wytrze się. W przypadku opaski numer 1 nic takiego się nie dzieje.

Ta ostatnia, zakupiona w internecie u nas się nie sprawdziła, odradzam. Jest na dziecięcą rączkę za duża. Można ewentualnie założyć na nóżkę dziecka.
 

A Wy? Jak dbacie latem o bezpieczeństwo Waszych Dzieci ? Czekam na cenne wskazówki :)