czwartek, 21 stycznia 2016

W krainie labiryntów.


Styczeń. Nowy rok. Nowe postanowienia. Zmiany. Także na Miesiowej półce z książkami. Przybyło nam trochę nowości, które w najbliższym czasie Wam pokażemy :) Ponieważ styczeń przyniósł także ferie i mróz, sporo czasu spędzamy pod kocem, z książkowymi nowościami w dłoni. Dziś o dwóch takich, które skradły serce Miesia. Nie ma dnia bez labiryntów! A ja bardzo Mu zazdroszczę, bo gdyby mi, będącej w Jego wieku, w ręce wpadły takie książki... Oszalałabym z radości! Czy współczesne dzieci doceniają ile dobra jest w ich posiadaniu? Zazdroszczę i korzystam! Fajnie jest być Mamą i znów móc obcować z książkami dla dzieci codziennie :)

1. Absolutnie fantastyczne labirynty są... absolutnie fantastyczne! 100 zakręconych dróg i ścieżek do pokonania. Jest kolorowo, ciekawie, czasem łatwo (labirynty dla początkujących), innym razem trzeba pogłówkować (labirynty dla zaawansowanych). Pokonując kolejne labirynty odwiedzamy różne krainy. Wsie, miasta, las, podziemne korytarze, szkolną stołówkę, stok narciarski, zoo, wesołe miasteczko, krainę potworów, staw a nawet cmentarz. Są labirynty dla chłopaków, dziewczyn i uniwersalne. Mi trafiła się nie lada gratka- Mieszko odmówił wypełniania stron z dziewczynami w roli głównej, więc wszystkie księżniczkowe i serduszkowe labirynty miałam przyjemność rozwiązać :) Ponieważ sama nie lubię przydługich opisów i recenzji- zapraszam Was na zdjęcia. Zobaczcie i oceńcie sami. Ja polecam tę książeczkę na prezent dla każdego przedszkolaka!


Kiedy przyszła paczka, Mieszko zawołał radośnie: "Przyszła gra! Nowa gra!", na nic moje tłumaczenia, że gry się żadnej nie spodziewamy, że to książki raczej. Nie. Gra i koniec. Otwieramy. Książka. "A nie mówiłam..."- zaczynam swoje, ale oto na pierwszej stronie "Zasady gry"- czytamy. Jest więc i gra. Książkowa. Tajemniczy pan X ukradł z muzeum kamień chaosu, który sprawił, że świat przypomina jeden, wielki labirynt. Naszym zadaniem jest pomóc detektywowi Pierrowi i jego przyjaciółce Carmen złapać złodziejaszka. Gonimy go przez wszystkie strony. Oprócz tego szukamy ukrytych symboli: gwiazdek, skrzyń, trofeów. Mamy też kilka innych spraw do załatwienia po drodze. Czasami trzeba komuś pomóc znaleźć drogę, innym razem zrobić zakupy, znaleźć zagubione psy, pomóc policji w akcji. Nudy nie ma! Ze wszystkich książek "wyszukiwajek" i książek "interaktywnych", które wymagają od nas jakiegoś działania, ta jest moim zdaniem zdecydowanie najlepsza! Miesio ( najczęściej razem z Tatą) znika za jej stronicami na naprawdę bardzo długie minuty. Do tego duży format, piękne ilustracje, sztywna oprawa. Rewelacja!


Kocyk, który pojawił się na zdjęciach- Belle Petite. Najpierw zachwyciła nas zimowa pościel od nich. Czekając na kocyk, nie miałam wątpliwości, że przyjdzie do nas produkt wspaniałej jakości. I tak jest w rzeczywistości. Piękny, tkany kocyk w miśki, z uroczymi z frędzelkami. Niezmiennie polecam na prezent, pakują swoje produkty przepięknie. Oto dowód.


Z szafy Mieszka:
Bluza Booso, teraz %

sobota, 16 stycznia 2016

Zimowe morze i śnieg.


Przy okazji odwiedzin u Miesia ukochanej- Zosi, udało nam się odwiedzić dokładnie tę plażę, na której wygrzewaliśmy się latem. Morze zimą jest równie piękne jak latem. Tylko zdjęć znacznie mniej, bo paluchy na mrozie dosłownie zamarzały ;)
 
 


 A w domu czekał na nas wymarzony i wypatrywany śnieg. Jeżeli o mnie chodzi, kilka dni wystarczyło. Już się nasyciłam śniegiem, mrozem i zimą. Powoli zaczynam tęsknić za wiosną i wiosennymi kadrami ... :)


czwartek, 7 stycznia 2016

Na odwyku.



Tradycyjnie wrzucam moje świąteczne obrazki. Mocno spóźniona, bo potrzebna była mi chwila oddechu. Dłuższa. Chwila przerwy. Od aparatu i od bloga. Cały czas dokumentuję naszą codzienność telefonem, bo to trwa tylko chwilkę. Cyk, zdjęcie. Jedno, drugie, trzecie. Gotowe. Odpoczywam. A lustrzanka pokrywa się coraz grubszą warstewką kurzu. Ale, jak to na odwyku bywa, zdarza się chwila słabości. Rzucam wszystko, łamię nogi na maminych schodach, przeskakując po kilka stopni na raz, biegnąc co sił. Z czarnej, przepastnej torby, wyciągam czarną, mniejszą. A w swoim mieszkaniu sięgam po prostu w głąb komody. Szarpię się z zamkiem i wydobywam moje dziecko drugie, sfatygowanego już, z każdym dniem bardziej, nikona. I znów robię to co robić kocham. Zatrzymuję nasze chwile. Nasze miejsca. Jest w tym jakaś magia, która uzależnia.