wtorek, 28 czerwca 2016

Poza domem.


Nie wiedziałam jak zatytułować ten wpis i pod jaką podciągnąć go kategorię.  Bo choć dotyczy wyprawki (jak widać syndrom wicia gniazda ogarnął nas już na dobre!), będzie troszkę inny niż zwykle. Mniej uporządkowany tematycznie, chciałabym bowiem w jednym miejscu zgromadzić, to co w naszej wyprawce jest przez nas ulubione. Wyczekane i czasem jeszcze przed ciążą wypatrzone. Nasza lista "must have". 
Z drugiej strony będzie też sporo o pakowaniu. Torba Malucha na co dzień. Torba do szpitala. I nie mniej ważna- torba dla Starszaka, który kilka dni "okołoporodowych" spędzi u Dziadków, więc też musi być zawczasu spakowany.
Ostatecznie zdecydowałam się na tytuł  "Poza domem.", bo chyba właśnie taka jest ta dzisiejsza wyprawka. Outdoorowa.  Być może nadmiar wypoczywania w domu daje mi się już we znaki i myślami jestem już gdzieś tam, przy jesiennych spacerach i wiosenno- wakacyjnych wyprawach, które z tego roku przenieśliśmy na przyszły. Być może właśnie dlatego te pozadomowe elementy wyprawki są przeze mnie najbardziej lubiane i z największą przyjemnością gromadzone :)
A może chodzi o kolor. Domowa wyprawka jest bardzo dziewczęca. Dysponujemy małą przestrzenią, więc musiała się wpasować w otoczenie. Do delikatnego salonu w odcieniach szarości i bieli, brudny róż pasuje idealnie. I fajnie było gdzieś ten dziewczyński rys przemycić;) Jednak to nie jest mój ulubiony kolor. I do wyprawki outdoorowej z radością przemyciłam, oprócz szarego, ciepły żółty, turkus, odrobinę pomarańczu i innych, energetycznych, kolorków. Część naszej pozadomowej wyprawki mieliście zresztą okazję podejrzeć już TUTAJ. Jest bardzo uniwersalna, pasuje dla chłopca i dla dziewczynki. Dzisiaj jesteśmy w podobnych klimatach :)

Po pierwsze, moja największa wyprawkowa miłość. Tula. Z Miesiem nie dotarliśmy do tematu nosideł ergonomicznych. Zatrzymaliśmy się na chuście, która swoją drogą sprawdziła się świetnie.  Kiedy odkryłam Tulę, moje dziecko już było na nią za duże. Przede wszystkim mentalnie, Mieszko to typ bardzo niezależny. Szybko porzucił wózek i chustę na rzecz samodzielnego eksplorowania otoczenia,za pomocą li i jedynie swoich wytrwałych, ciekawskich i ruchliwych nóżek ;) Nie mając powodu, by Tulę mieć, nie przestawałam o niej czytać i marzyć. Te wzory, kolory! Jeszcze wtedy nie wiedziałam jak trudno będzie w przyszłości zdecydować się na jedną ;) Pewnego dnia kliknęłam zakładkę "o nas" na stronie  Tuli i przepadłam. To co Ula i Mike (poznajcie Ich TU) piszą o swojej rodzinie jest mi bardzo bliskie. Życie z książką i codziennym czytaniem Dzieciakom, zamiast telewizora. Rodzicielstwo bliskości. Życie z pasją. I wspaniała historia o tym jak powstała Tula. Postanowiłam, że jak tylko u nas pojawi się kolejna mała Istotka, pojawi się też Nosidełko Ergonomiczne Tula. No i jest, o takie :)


W komplecie z naszą Tulą posiadamy także wkładkę dla noworodka, jednak myślę, że zaczniemy przygodę z noszeniem Jaśminki od chusty. Na Tulę przerzucimy się, gdy Mała zacznie siedzieć. Mąż (wielki fan chustonoszenia) na początku niechętny był nosidełkowi i musiałam Mu wytłumaczyć, że nosidło ergonomiczne nie ma nic wspólnego  z wciąż niestety popularnymi nosidłami- wisiadłami. Stosowanie Tuli gwarantuje fizjologiczną postawę żabki, bezpieczną dla stawów biodrowych i kręgosłupa malucha. To wszystko dzięki szerokiemu siedzisku. Nie ma tu możliwości noszenia Dziecka w niepożądany sposób- przodem do otoczenia. Tula jest nieusztywniona, dzięki czemu Dziecko ma naturalnie zaokrąglone plecki.  Postawa jaką przyjmuje Maluch jest analogiczna do tej w chuście. Ale jest na pewno wygodniej i łatwiej "zainstalować" Dziecko w nosidełku, niż w chuście :)


Nasza Tula czeka na Jaśminkę baaardzo niecierpliwie. A my razem z nią. Została już przymierzona tysiąc razy, jesteśmy z Mężem zachwyceni jakością jej wykonania. Najlepszego gatunku materiały, klamry. Praktyczny kapturek i kieszonka na pasie biodrowym. Tula spełnia Europejskie Standardy Bezpieczeństwa, a to jest dla nas ważne. A najlepsze jest w tym wszystkim to, że takiej klasy produkt jest szyty w Polsce. Następnym razem pokażemy Wam to nosidełko już z Jaśminką na pokładzie i napiszemy więcej o tym jak się sprawdza w codziennym użytkowaniu. Poczekacie? :)


Kolejna rzecz z rodzaju "ulubione w wyprawce". To chyba najbardziej moja rzecz w całej wyprawce- torba dla mamy. Wybrałam torbę Lassig Green Label Anthracite. Nad kolorem dumałam dobrą godzinę, bo ten brudny róż jednak kusił ;) Zdecydowałam się na uniwersalną szarość i nie żałuję. Torba pasuje do Tuli, do każdego koloru wózka jaki sobie wymyślę, do fotelika i generalnie do wszystkiego. Ona będzie więc szarą bazą, a kolorowe dodatki i gadżety sprawiają, że zawsze wygląda świetnie, w każdym zestawieniu.


Wybrałam tę torbę przede wszystkim dlatego, że jest wielofunkcyjna. Spakuję się w nią do porodu. Będzie nam służyła na co dzień, jako wózkowa torba. Bez problemu wpakuję do niej rzeczy na weekend, bo jest bardzo pakowna. A kiedy Maluch wyrośnie? Nadal będzie mi służyła jako torba wyjazdowa. Uniwersalny design sprawia, że nie wygląda jak torba dla mamy, tylko po prostu jak duża, babska torebka. I to w niej lubię najbardziej :) Powiem Wam w sekrecie, że torba nie czeka na Jaśminkę schowana w szafie, używam jej już teraz. 


Największe plusy jest dla mnie to:  niebrudząca się tkanina (na niektórych zdjęciach widać jaką specyficzną fakturę ma torba), trzy sposoby mocowania torby do wózka, praktyczne akcesoria jak: brelok na klucze, kosmetyczka dla mamy, przewijak i termoopakowanie na butelką/ słoiczek z jedzonkiem. Nie bez znaczenia jest również fakt, że tkanina, z kórej wykonano torbę pochodzi z recyklingu i nie zawiera szkodliwych substancji takich jak ftalany, pvc, nikiel. 


Nasza przygoda z niemiecką marką Lassig, to nie tylko torba dla mamy ale i torba dla Starszaka. Dbamy o to, by w wyprawce znalazły się też rzeczy specjalnie dla starszego Brata :) I tak torba sportowa Starlight olive pojawiła się specjalnie z myślą o czasie, kiedy my będziemy w szpitalu, a Miesio będzie czekał na pojawienie się siostry u Dziadków. 


Została już kilkukrotnie przetestowana i podobnie jak torbie maminej- nie mamy jej nic do zarzucenia. Idealna pojemność (pomieści wiele, ale wymiarami nie przytłoczy kilkulatka) jest idealna na wyjazd weekendowy, na basen, zajęcia sportowe. 



Podobnie jak w torbie dla mamy- jakość, dbałość o detale jest tu bez zarzutu. Posłuży na lata, zwłaszcza, że design nie jest typowo dziecięcy, torba spokojnie nada się także dla nastolatka.  Torba jest pakowna, a gdy jest pusta można ją złożyć do niewielkich rozmiarów. Największym plusem jest dla mnie to, że jest lekka- w końcu to torba dla dziecka. Podoba mi  także się praktyczna kieszonka na adres i telefon do rodziców.


Najbardziej fotogeniczne w całej wyprawce. Mokasyny. Na rynku coraz więcej mokasynków, pojawiają się jak grzyby po deszczu. A jednak te od Marta made it są wyjątkowe. Pokochały je Mamy i cieszą się ogromną popularnością. Nie mogło ich zabraknąć w naszej wyprawce. Na pewno nie będę męczyć stópki niemowlaka sztywnym bucikiem, ale mokasynki są niezwykle miękkie, elastyczne, dopasowuja się niczym skarpetka, a na spacer w wózku czy chuście nadają się znacznie bardziej niż ona :) Mają gumkę zapobiegającą spadaniu i gubieniu bucików. No i... są takie piękne! Prawda?


My poprosiliśmy o mokasynki w kolorze, który będzie komponował się z naszą balonową Tulą. Są też piękne biele, brązy, szarości, delikatne mokasynki z piórkami, brudne róże... Do wyboru do koloru. Chciałoby się mieć je wszystkie! A póki co codziennie wyciągam z woreczka te nasze- żółte i turkusowe. I najchętniej bym ich już tam wcale nie chowała ;)


Jak "poza domem", to jeszcze kilka gadżetów, które pojawiły się na zdjęciach z okazji dzisiejszego wpisu i które mam nadzieję ułatwią nam życie na spacerach, wyjazdach.


Przede wszystkim tekstylia. Nic odkrywczego, oczywistość, ale dla mnie bardzo ważny punkt programu. W domu i poza domem. Kocyk, otulacz, pielucha bambusowa- zawsze muszę mieć je przy sobie. Lubię więc mieć ich dużo, w różnych wzorach, kolorach, o różnych stopniach grubości. Na każdą okazję. Wiem, że wszystkie  będziemy używali latami i wykorzystamy je z nawiązką. Miesio ma 5 lat i nadal wszystkie kocyki i otulacze są w użyciu. W domu, w aucie, na pikniku czy na odkrytym basenie. Przydają się wszędzie. Dziś na zdjęciach pojawiły się:

Bambusowa pieluszka w chmurki Tiny Star. Do bambusu chyba już nie trzeba nikogo przekonywać. Lejąca się miękkość, która latem chłodzi, zimą grzeje.  Świetnie chłonie wilgoć, chroni przed promieniowaniem uv, przepuszcza powietrze. Pieluszki bambusowe, to must have w każdej wyprawce, a te od Tiny Star są pięknie zapakowane, z dbałością o detal, którą ja sobie bardzo cenię.


Kocyk tkany Jollein. Ten żółty kusił mnie już długo. Nie pasował do domowego kącika Jaśminki, ale świetnie uzupełnia tę pozadomową wyprawkę naszej Córeczki :) Przyda się, kiedy na otulacz czy bambusową pieluszkę będzie za chłodno. Ten kocyk jest pięknie, grubo tkany, prezentowałby się też świetnie jako narzuta na łóżko Malucha.  W składzie ma bawełnę i akryl, więc myślę, że posłuży nam spokojnie przez kilka lat. Ponieważ kocy i kocyków mamy naprawdę dużo, postanowiłam, że ten będzie ukoronowaniem naszej kolekcji. Ale przeglądając ofertę Jollein, natknęłam się na TO bambusowe cudo. I znów przepadłam ;)


Woreczki, torebki, torebeczki. Ich też mogłabym mieć niezliczone ilości. Zawsze znajdą w mojej torbie jakieś zastosowanie. Lubię gdy wszystko ma swoje miejsce, jest popakowane. Nie włożyłabym zapasowego ubranka dla Maluszka, czy czystej pieluszki luzem. Co dziwne, w mojej osobistej torebce panuje zawsze totalny chaos. Ale gdy moja torba staje się torbą mamy- musi być idealnie. Z Miesiem też to przerabiałam ;) 



Pojawiły się więc trzy płócienne torby/ worki Belle Petite. Ładniej komponowałyby się gdyby były w takim samym wzorze, ale ja celowo wzięłam trzy różne. Nie chcę żeby się myliły, jedna jest bowiem na moje ubrania i bieliznę, które spakuję do porodu (to ta w domki), w tej pastelowej wylądują ubranka i rożek dla Jaśminki, w który zostanie opatulona od razu po porodzie. Dzięki temu, że tak różnią się wzorami, Mąż nie będzie miał problemu, by odnaleźć w tej emocjonującej chwili co trzeba. Trzecia, w kolorowe jelonki, jest dla Miesia. On też musi być spakowany,  bo spędzi ten czas u Dziadków.

  
Duże, płócienne torby są idealne na spakowanie czystych ubrań, ale potrzebowałam jeszcze czegoś na drobne akcesoria, które zarówno podczas porodu, jak i później, będę chciała mieć przy sobie. Dokumenty, glukometr, gumki czy spinki do włosów. Nie chciałabym ich gorączkowo szukać w czeluściach sporej torby. 
W Fabryce Wafelków, która jest kopalnią gadżetów ułatwiających życie każdej Mamy, znalazłam to czego szukałam. Torebki na przekąski wielokrotnego użytku. Z powodzeniem mogą służyć też jako torebki na drobne akcesoria, które muszę mieć zawsze przy sobie. Są przezroczyste, więc od razu widać ich zawartość i łatwiej wszystko zlokalizować. Są szczelne i wodoodporne, więc nawet jeśli w torbie mamy się coś rozleje (mi zdarza się to całkiem często)- nie ma obaw, dokumenty (a mieści się w nich nawet karta ciąży!), pieniądze, telefon czy glukometr są bezpieczne.  Od teraz to must have w mojej torebce!



Ostatni sojusznik w zorganizowaniu mojej torebkowej przestrzeni- worki na pieluchy i ubranka. Świetne byłyby na pieluchy wielorazowe, bo nie przepuszczają zapachów, są nieprzemakalne. My na razie nastawiamy się na pampersy, więc w żółtym będę przechowywała czyste pieluszki, by były zawsze świeże pod ręką. Szary będzie pusty, ale zapewne tylko przez krótką chwilę ;) Docelowo będą tam lądowały brudne czy przemoczone ubranka. Myślę, że taki patent sprawdzi się podczas wyjść, spacerów czy wyjazdów.



I na koniec dwa gadżety marki Quaranta Settimane, które muszę koniecznie Wam pokazać, bo coś czuję, że nie będę się z nimi poza domem rozstawała. Przenośny sterylizator do smoczków, który odkaża smoczki za pomocą promieniowania uv, bez zbędnych chemikaliów. Wystarczy włączyć odpowiedni guziczek i w ciągu 3 minut smoczek jest wysterylizowany. O tym, że proces sterylizacji się zakończył informuje nas melodyjka :) Sterylizator ma poręczny kształt i rozmiar, spokojnie zmieści się w każdej torbie, bo jest wielkości pomarańczy. Działa na baterie, do zestawu dołączona jest także ładowarka do prądu.
Świetnym uzupełnieniem do sterylizatora są bezzapachowe chusteczki do dezynfekcji. Można nimi wyczyścić smoczka lub to, co się do sterylizatora nie mieści, np. gryzak czy łyżeczkę :) Ten produkt także jest w pełni bezpieczny, zawiera tylko składniki roślinnego pochodzenia i to w dodatku z ekologicznych upraw. Każda chusteczka pakowana jest osobno, co jest dużym plusem. Produkt nadaje się do użycia już od pierwszych chwil życia dziecka. Do tematu tych podróżnych sterylizatorów na pewno jeszcze powrócę, kiedy będę miała okazję w końcu je przetestować :)


I tak oto dotarliśmy do końca naszej pozadomowej wyprawki. Z czasem rozrośnie się pewnie w kolejne "przydasie", a ja na pewno wrócę do Was z informacjami jak, to wszystko co sobie wymyśliłam, zdaje egzamin w praktyce :) Tymczasem zapraszam na zdjęcia z bohaterami dzisiejszego wpisu w roli głównej.