poniedziałek, 26 października 2015

Nowości w biblioteczce Mieszka.



 Kochani, wiem, że zaniedbuję bloga ostatnio, ale działo się u nas dużo. Przedszkole, praca. Ot, zwykła codzienność, a także pewien projekt który zabrał mi sporo wolnych chwil (o tym wkrótce). Na dokładkę chorowanie, które całkiem odebrało nam siły. Aparat zdążył się nawet zakurzyć, chyba pierwszy raz w życiu ;) Dziś kurz z niego zdmuchnęłam i zrobiłam kilka zdjęć naszych nowości książkowych. Tych Miesiowych i mamowych. Na pierwszy ogień nowości w małej biblioteczce. Idealne na nasz ostatni dzień chorowania, kiedy to jeszcze jesteśmy w domu, ale już mamy więcej siły i chęć, by wstać z łóżka i coś zrobić. Dzięki nim nudy nie było!



1. "Zeszytowy trening mowy, czyli ćwiczenia logopedyczne dla dzieci", to 64 strony dobrej zabawy! Dzisiaj ta książeczka uratowała nas przed chorobową nudą. Zrobiliśmy kilka zadań, a jeszcze wiele jesiennych wieczorów z nią spędzimy :) Ćwiczenia głosek ( m.in.: k, g, l, ś, ź, ć, dź, s, z, c, dz, sz, ż, cz, dż, r) podzielone są na różne stopnie trudności, kategorie wiekowe. Książeczka zawiera też wiele wskazówek dla rodziców, dowiemy się między innymi tego kiedy pójść z dzieckiem do logopedy. Oprócz ćwiczeń wspomagających rozwój mowy, znajdziemy tu też sporo ćwiczeń grafomotorycznych, rozwijających słuch fonemowy oraz twórcze myślenie u dzieci.


 2. Nowy Albert, ale jaki! Aż 60 stron czytania, to nie lada gratka dla każdego alberto-maniaka :)
Ta część od razu stała się ulubioną, nie tylko Miesia, ale też moją. "Hokus-pokus, Albercie" opowiada o magicznym świecie dziecka, chłopięcych przygodach i marzeniach, o pięknej relacji Alberta i Wiktora z pewnym starszym małżeństwem, o przyjaźni z człowiekiem, który "wygląda jak zwykły człowiek, ale jest niezwykły." Gdybym miała polecić tylko jedną część, bardzo lubianego przez nas Alberta, to byłaby właśnie ta. Codziennie, z wielką przyjemnością, idziemy z Albertem i Wiktorem w odwiedziny do Czarodzieja. Sprawdzamy czy pali się czerwona lampka w oknie, to sygnał, że Czarodziej i jego Muza są w domu, czekają. Otwieramy drzwi i zatapiamy się w magicznym świecie. "Jaki wielki pokój! Jak wysoko do sufitu! I ile tu dziwnych, niesamowitych rzeczy!"Oglądamy skarby (muszle, statki uwięzione w butelkach, stare zegary), zjadamy wyczarowane przez Czarodzieja cukierki, pomagamy Muzie piec bakę marmurkową lub rogaliki i chodzimy na spacer z psem Czarodzieja, z Singo. Każdy mały człowiek powinien posłuchać tej opowieści. To bardzo mądra lekcja o relacji ze starszymi,o bezinteresownej pomocy. Przeczytajcie!


3. Byłam pewna, że to książka na zaś. Ale jak moglibyśmy nie mieć książki z imieniem Mieszko w tytule? No i w dodatku napisanej przez Grażynę Bąkiewicz? No, nie dało się! A "Mieszko, ty wikingu!" wcale nie czeka na lepsze czasy, czytamy już teraz. I pękamy ze śmiechu! "Nazywam się Aleks i mam dwanaście lat. Moim największym problemem jest to, że nie trafiam tam, gdzie powinienem. Rozumiecie, nie te drzwi, nie ta ulica, nie ten czas."- tak zaczyna się ta historia. Aleks, podczas lekcji historii, trafia do roku 990 i ma okazję poznać czasy panowania Mieszka. Nuda dla czterolatka? Ależ nie! Zwłaszcza dla takiego co imię Mieszko nosi. Jest kilka fragmentów, kiedy Miesio zaśmiewa się do łez.  Na przykład ten komiksowy fragment:"A na imię damy mu Mieszko. Bo szeptucha powiedziała, że nieźle namiesza. Jak mu dali? Jak? Chyba Miśko, bo jest tłusty jak misiek".
"Mieszko, ty wikingu!", to pierwsza część cyklu "Ale historia...", która na wesoło opowiada o historycznych zdarzeniach i ciekawostkach. Dla szkolniaków to lektura obowiązkowa!


piątek, 16 października 2015

Wyjątkowy miś + konkurs



Jakiś czas temu wylądowała u nas niezwykła paczka. Trochę bałam się się reakcji na jej zawartość, w końcu mam w domu dużego czterolatka ;) Do tej pory na nowe pluszaki Mieszko reagował entuzjastycznie, ale... czy nie jest już na nie za duży? Ostatecznie doszłam do wniosku, że Oskar, Miś- naukowiec, może być pięknym zwieńczeniem misiowej kolekcji w naszym domu. 
Myliłam się i to bardzo! Misiak został powitany głośnym i pełnym zachwytu "Oooch!", dostało Mu się honorowe miejsce w łóżku Miesia, a jego paszport i metryczka są wertowane i uzupełniane na okrągło :) 
Taki miś, to świetny pomysł na prezent. Spodobała mi się dbałość o detale- misiowy znaczek, misiowa pieczątka, serduszko w satynowym woreczku, które Dziecko przez cały dzień ma nosić w swojej kieszonce, a potem włożyć do misowego brzuszka i zaszyć... Ponoć wtedy miś spełni marzenia, o których Maluch szeptał mu do uszka. Czy faktycznie je spełnia? Nie wiem, Mieszko mówi, że Jego marzenie to tajemnica :)

Misiak jest duży (ok 40 cm), zapakowany w świetną i praktyczną torbę. Oprócz miśka i torby zestaw zawiera też list, metrykę, paszport i serduszko w satynowym woreczku. Naszego misia znajdziecie w misiowej krainie- Miśkolandii
Na końcu wpisu zapraszam Was na misiowy konkurs :)

 

Kochani, na naszym profilu fb mam dla Was konkurs, kliknijcie TUTAJ i wygrajcie Misia wraz z torbą, metryką, listem i paszportem. Do wyboru Miś podróżnik lub artystka. 25 listopada będzie dzień Misia, czy to nie idealny prezent na tę okazję dla Waszego Szkraba? :)

 

poniedziałek, 5 października 2015

Tęsknota.


Ile razy zatęsknię. Za rzeką, która przez centrum miasta płynęła. Za tą ławką na której siedziałam. Przed którą On klęknął i zapytał czy żoną Jego będę. Za miejscem, w którym się urodził nasz Syn. Za placem zabaw, na którym pierwsze kroki stawiał. Za piekarnią, w której Mu pierwszą bułkę kupiłam. Za mieszkankiem tamtym. Malutkim. Wynajmowanym. A tak naszym. I za ludźmi, którzy zostali tam. I kontakt się urwał, życie pędzi jak szalone przecież, czasu nie ma. Ile razy zatęsknię za tamtym... Przypominam sobie jak tęskniłam będąc tam. I jak tęskniłabym, gdybyśmy nie byli tu. Za Dziadkami na co dzień, nie od święta. Za sadem rodziców, ogrodem dziadków. Za zupełnie przypadkowymi spotkaniami na mieście z ludźmi, których znam od lat. Od dzieciństwa. A przede wszystkim za tym uczuciem, że jestem u siebie. Za tym by nasze miasto rodzinne było też Jego rodzinnym miastem. I znając zupełnie inną rzeczywistość, nie mogę wciąż nadziwić się jakie to uczucie, gdy On porusza się tymi samymi ścieżkami co mała ja. Ogromnie mnie to wzrusza. I nieważne czy będzie kiedyś mieszkał z nami po sąsiedzku, czy na drugim krańcu świata. Jego rodzinne miasto zawsze już będzie tam gdzie nasze.


Prosicie, by pod każdym wpisem linkować zawartość małej szafy, więc:

Czerwona koszula, dżinsy, sweterek, bluza w grzybki- tu nie pomogę, to łupy z sh (h&m, rebel)

Granatowe dresy- tu pomogę, to nasza kochana Zezuzulla! Jesieni bez tych portek sobie nie wyobrażam, kupujemy co rok :)