wtorek, 30 września 2014

Codzienność.

Czekasz, aż załatwię jedną sprawę, drugą, trzecią... Czekasz, aż posegreguję/ przejrzę/ przeczytam/ napiszę co trzeba. Wiesz, że tych 'superważnych' papierów nie można dotknąć. Nawet jednym palcem. Wiesz, że musimy biec do przedszkola i wracać z niego pędem. Wiesz, że po południu będziesz przerzucany "z rąk do rąk", bo mama i tata znów mają COŚ ważnego. Oglądasz teraz trochę więcej bajek i czytamy mniej książek. Bo tak się złożyło, że i mamę i tatę przywalił nadmiar spraw w tym samym czasie. Więc czekasz.
I kiedy kończy się kolejny trudny dzień, myślę o tym jak to dobrze. Dobrze, że czekasz tylko przez chwilę. A nasze życie niewiele ma wspólnego z tym pędem, który trwa teraz. Bo spacer do lasu, leniwy powrót do domu po przedszkolu, stos przeczytanych książek, to nie luksus. To nasza codzienność. 


Książka, która mignęła w dzisiejszym wpisie, to "Kocham Pana, Panie Tygrysie!" (Wydawnictwo EZOP)- książka z przygodą w tle. Pełna barw i niezwykłych zdarzeń. Dla nas, dorosłych, trochę dziwna i niezrozumiała. Bo daleko nam do wyobraźni jaką posiadają nasze Maluchy... :) Dla Miesia, to lektura idealna, sam ma przecież ukochaną i szaloną Babcię! No właśnie, to nasza pierwsza lektura o tak ważnej relacji babcia- wnuk.

Z szafy Mieszka:

sweter- f&f (tesco)
chustka- La Millou
czapa- Tuss
legginsy- Pan Pantaloni
trampki- h&m


poniedziałek, 22 września 2014

Bucikowa wyprawka, part 2. Jesień- zima:)

Obiecałam Wam kontynuację bucikowej wyprawki. Co niektórzy się dopominają, więc proszę- "ugryzłam" jesień- zimę;) Przyznaję się bez bicia, że buty to najważniejszy punkt programu jeżeli chodzi o szafę Miesia. O ile ubranka mogą być z drugiej ręki czy z tesco, o tyle but musi być porządny. Wtedy śpię spokojnie, co wciąż jest przedmiotem żartów mojego Męża. Bo tak naprawdę świat by się chyba nie zwalił, gdyby Miesiulowe buty nie spełniały tych wyśrubowanych wymagań, prawda? ;) Nie wiem tego na pewno, bo nie sprawdzałam. Z uporem maniaka przeszukuję sklepy stacjonarne/sieć i wybieram buty które są: 
-  porządnie wykonane, najlepiej skórzane, 
- odpowiednio wyprofilowane (nie znam się na tym, ale wzięłam sobie do serca to czego nauczył mnie ortopeda i fizjoterapeuta. Musi byś wybrzuszenie, które pokazywałam tu. Bucik musi wyginać się w odpowiednim miejscu- nie na środku, ale bliżej palców, nie umiem tego fachowo ubrać w słowa, ale pewnie wiecie o co chodzi)
-  wygodne w noszeniu i wygodne do założenia (stawiamy na samodzielność)
-  elastyczne i miękkie, ale jednak z  usztywnionym zapiętkiem (Miesiowi nieco piętki uciekają, ale wskazania do typowo ortopedycznego obuwia póki co brak. Niemniej sztywne zapiętki do 5 r.ż powinny być)
-  w miarę ładne i rozsądne cenowo;)

 Z reguły dobrze dobrany but (czyli nie na styk, a z mikro zapasem) służy nam przez cały sezon, nawet dłużej.Nowe buciki spryskuję porządnie impregnatem i na bieżąco czyszczę, co wydłuża ich żywot. Ciekawe, że dbanie o swoje własne gorzej mi wychodzi;)

1. Najważniejszy punkt programu, to u nas nadal papcie. To w nich Mieszko spędza niemalże dzień cały. W przedszkolu, w domu. Nadal jesteśmy wierni slippersom i na zmiany w temacie papci się nie zanosi. Mają wszystko co mieć powinny. Przede wszystkim idealnie wyprofilowaną wkładkę, wywietrzniki (jeszcze się nie zdarzyło by Miesiowa stópka się w nich spociła!), zamki z tyłu, co umożliwia wkładanie buta w najzdrowszy sposób (przez wsunięcie stopy). No i ten zwierzęcy wygląd- Mieszko wcale nie czuje się poszkodowany brakiem zygzaka lub innego bajkowego bohatera, kiedy na nogach ma dzikie, czarne pantery lub zebry;)

Slippersy- TU 




2. Drugie w kolejce do ważności. Buty na co dzień. Noszone najczęściej, muszą również spełniać wiele norm bym mogła spać spokojnie;) Superfity mamy po raz pierwszy, ale na pewno nie ostatni. Mięciutkie, elastyczne (chodzi mi o wygięcie w wiadomym miejscu), dobrze wyprofilowane. Tak jak pozostałe buciki Miesia. Co je wyróżnia? Lekkość! Tak lekkich butów jeszcze nie miałam w dłoni! No i ten piękny, modrakowy, kolor:)

Nasze Superfity znajdziecie w sklepie Bosso, o TU


3. Zdecydowanie ulubiony typ obuwia Miesia- adidasy, bez których On nie wyobraża sobie życia. Teraz na rower i plac zabaw, zimą wypucujemy i będą śmigały z Miesiem na zajęciach sportowych. Pedped, to także nowość na naszej półce z butami. Przyjemna alternatywa dla adidasów nike czy pumy. O wiele porządniej wykonane, lepiej wyprofilowane, zawierają wkładki dopasowujące się do tęgości stopy. Podoba mi się długi, pojedynczy rzep- idealny do przedszkola (nie tak łatwo wyswobodzić go ze szlufki, mamy Łobuzów, wiedzą o co mi chodzi;)), łatwy do założenia.

Buciki Pediped znajdziecie TU 



4. Bucik którego mogłoby nie być. Te zamszaki tak mnie jednak urzekły, że jest:) Kupiłam je wczesną wiosną, ale za duże- czekały na swój czas. To chyba najładniejsze buciki jakie miał Miesio:) W Gocco podoba mi się, to, że niby zamszak a wyprofilowany tak jak trzeba. Jest też usztywniony zapiętek, co dla nas ważne.


5. Śniegowce. Są śliczne, w środku mają milutkie futerko. Banalne do założenia (nie trzeba wiązać, wystarczy, że dziecko nauczy się zaciągać sznureczki). Na dole wykonane z gumy, co daje gwarancję, że po śnieżnych harcach stopa będzie nadal sucha. Z wiadomych względów jeszcze nie wypróbowane, ale bardzo lubimy buciki od Coqui, więc jestem pewna, że i tym razem będziemy zadowoleni. 

Śniegowce Coqui- TU



Czy to już wszystko? Prawie;) Mamy jeszcze trampki z h&m, które bardzo lubimy i kupujemy co sezon, kaloszki pokazywane wielokrotnie (Cayole -na wiosnę, lato i ocieplone Coqui- na jesień, zimę). Brakuje nam butów na bezśnieżną zimę- ciepłe, ale nie gumowe. Najzwyklejsze traperki. Polecicie coś? W zeszłym roku rewelacyjnie sprawdziły się u nas te Emele, ale teraz nasz Przedszkolak będzie potrzebował bucików na rzepy:)


wtorek, 16 września 2014

Dziecko też człowiek.


Możemy wszystkie się zarzekać, że akceptujemy nasze dzieci w 100%, ale to nieprawda. Oczywiście, kochamy je bezwarunkowo, a kiedy się rodzą są nawet-przez krótki czas- idealne. Ale potem… jedne cechy w Nich uwielbiamy, inne nas irytują (bywa, że przerażają). Jedne wzmacniamy, inne wygaszamy (co tam wygaszamy, my z nimi walczymy!). Bezwarunkowa miłość nadal jest i zawsze będzie, ale akceptacja... to już inna bajka. Tej się uczymy, każdego dnia, po troszku. I nie jest to łatwa nauka.
Obserwowałam ostatnio mojego 3-letniego Syna bawiącego się wśród 9-letnich (na oko), władających innym językiem, dzieci. Był tak swobodny, otwarty, odważny, bystry, roześmiany, piękny, pełen życia... Pomyślałam o tych wszystkich chwilach gdy to (tylko z pozoru, tylko przez chwilę) idealne dziecko zamienia się w małego uparciucha, gdy walczy za wszelką cenę o swoje, gdy targają Nim sprzeczne emocje (Nerwus z niego bez dwóch zdań), gdy robi coś zanim pomyśli, gdy…
I dotarło do mnie. Że gdyby tego wszystkiego nie robił- byłby ideałem. A idealnych ludzi (tak, dziecko też człowiek) zwyczajnie nie ma. Dotarło do mnie, że ja przecież wcale nie chcę żeby był idealny! Chcę żeby był sobą.
Pomyślałam też o nas. Matkach, ojcach, babciach, ciociach, nauczycielkach. Ludziach.
Dlaczego w każdym dziecku szukamy „haka”? To jest za głośne, tamto za ciche. To za bardzo przebojowe, tamto zbyt nieśmiałe. To za grzeczne, tamto niegrzeczne…
Przypomniała mi się pewna scena. Wchodzę na zajęcia jakiegoś klubu dla mam. Niespełna roczny Miesio radośnie (i głośno) eksploruje otoczenie. Zaczepia wszystkich, ładuje się nowopoznanym osobom na kolana co nieco mnie przeraża…
- Oj, chciałabym, żeby moja taka otwarta, odważna i ciekawa świata była…- słyszę rozmarzony głos i kieruję wzrok na ładną blondynkę, za której plecami nieśmiało chowa się Dziewusia z kitką na czubku głowy.
-Serio?- jestem zdumiona- Ja to bym chciała, żeby mój był spokojniejszy, jak Pani Mała. A to taki narwaniec…- wyznaję szczerze.
Taką scenę przeżyłam potem jeszcze wiele, wiele razy. W zasadzie ma to miejsce do dziś. A przecież każda z nas mogłaby się cieszyć, że jej dziecko jest właśnie TAKIE. Wyjątkowe i niepowtarzalne, z bagażem wspaniałości, ale też sporą teczką tych  trudniejszych cech. Nad którymi się trzeba pochylić. Nad którymi trzeba pracować. Ale najpierw, przede wszystkim, trzeba je... zobaczyć i zaakceptować.
Kształtuję charakter mojego dziecka, pokazuję Mu co jest dobre, co złe, uczę żyć dobrze z innymi, ale nie oczekuję (już!), że będzie idealny. Podziwiam Jego mocne strony, ale akceptuję też te mniej pożądane. Przecież to wcale nie wyklucza pracy nad nimi! Prawda?



Z szafy Mieszka:

spodnie- SeeSaw, chustka- UWIELBIAM i żadne słowa tego uwielbienia nie oddadzą:) Znajdziecie Ich na fb.
golf- C&A (%- dokładnie 4,90, a bawełna z upraw ekologicznych!)
granatowa bluza- Dekopaka
marynarka- Reserved
kalosze- Cayole
buty (zamszaki)- Gocco