wtorek, 25 marca 2014

Handmade w dziecięcym pokoju.


Kolejny, nieplanowany wpis. Ten poprzedni mnie zainspirował! Bo ktoś mi się pożalił, że te wszystkie cuda, to forsy kupa. Jeśli chcecie iść na łatwiznę- tak. Ale ja Wam mówię, że wcale nie i że chcieć, to móc! Nasze kule kosztowały 30 zł, girlandy naprędce zmajstrowałam z tego co było pod ręką ( mamy gazetową, materiałową i papierową), plakaty i obrazki to też ekspresowe hand-made. Chmurkę namalowałam na Księciulowej bluzce. Inna sprawa, że już mi się to wszystko opatrzyło, że nie lubię mieć tego co wszędzie. Tymczasem nie dość, że w domu mam, to jeszcze co chwilę w sieci spotykam. Więc kombinuję powoli jak wyczarować coś czego nie ma nikt;)
Póki co dzielę się sposobami na to co mam. Niektóre zdjęcia wygrzebane z komórki, wybaczcie zatem jakość.

PÓŁKA NA KSIĄŻKI

Modne stało się przechowywanie książek na półkach w taki sposób, że eksponujemy fronty a nie grzbiety. I super! Bo dziecko od razu widzi jaka to książka, łatwiej jest mu ją wyciągnąć i odłożyć. Półeczki do takiego przechowywania literatury dziecięcej są ulokowane często "piętrowo", co daje nam możliwość ułożenia ulubionych książek na niższych półeczkach, na poziomie Malucha. To z kolei sprzyja nauce samodzielności ( książeczkę może wyciągnąć bez pomocy rodzica). Kiedy dwa lata temu takiej półki szukałam, ceny mnie powaliły. Z pomocą przyszła stara, dobra IKEA.

Na dziale kuchennym, za 9,90, możemy kupić taką półeczkę:



Wiele osób ma problemy z jej odszukaniem, więc pamiętajcie- dział kuchenny! Ja kupiłam 3, pomalowałam na biało. Oto efekt :


Na powyższych zdjęciach widoczna jest jedna z naszych GIRLAND. Wykonanie podobnej zajmie 3 minuty. Wycinamy z gazety trójkąty, napis (czarny marker), ozdobna tasiemka, taśma dekoracyjna do umocowania na ścianie i już. My wybieramy często angielskie napisy. A to dlatego, że Miesio coraz częściej pyta " Co to za słowo? Co jest napisane?" O ile z polskimi słowami, zdaniami spotyka się podczas czytania, o tyle plakaty  przemycają tych kilka angielskich słówek:)
Powyższy regał kojarzycie pewnie z ikei. Pewnie wielu z Was ma go w domu:) To minus ikeowskich mebli. Są też plusy. Mebelki by ikea są ładne, praktyczne i niedrogie. Ja staram się je troszkę spersonalizować. I tak naszemu regałowi dostała się zasłonka w leśne motywy. Mam w planach jeszcze doszycie koronki (na dole). Dzięki zasłonce nie widać wszystkich Księciulowych "gratów"- plus dla mnie. Mieszko natomiast ma bardzo łatwy dostęp do ulubionych zabawek, wystarczy, że odsunie zasłonkę- plus dla Niego.


KULE

My mamy z tchibo. Cenowo atrakcyjne widziałam też w Rossmanie. Bywają, trzeba polować. Jak wyglądają? Nie zrobiłam zdjęcia, ale jak wyglądają nasze ( Tchibo, 30 zł) możecie zobaczyć tu: Anita się nudzi
Kule możecie zrobić też samodzielnie. Przepis TU

GRAFIKI, PLAKATY, OBRAZKI

Również do tanich nie należą. Jeśli ktoś wybiera wystrój na lata- ok, może się szarpnąć. Ale ja nie mam docelowego mieszkania, moje dziecko rośnie i ciągle się zmienia. Nie wiem co będziemy chcieli zobaczyć na naszej ścianie za 2-3 lata. Więc ścienne ozdoby to u nas prawie zawsze moje hand-made.
Oto obrazek w pokoju Miesia. Farbka do tkanin, stuletnie prześcieradło po praprababce i gotowe:) Czarno-biały obrazek przełamała czerwona tasiemka.


W przedpokoju wisi grafika, którą pokazywałam już TU. Pomysł zaczerpnięty z internetu, nie pamiętam już niestety źródła.


Dla równowagi pojawiło się również  kilka słów o mamie. Zgapiłam ( z błogosławieństwem Moniki, dziękuję! ) TU. Mamo, szyć!, to blog pełen inspiracji, uwielbiam tam zaglądać:) Oczywiście mój obrazek nie umywa się do Monikowego, ale za to jego wykonanie było ekspresowe.


PRZYBORNIK NA FARBKI/ KREDKI

Designerskie ( i drogie!) pudełko na farbki, kredki również możemy sobie odpuścić. Wystarczy mały kartonik, trochę farbki i 5 minut wolnego czasu:)


Uff, na dzisiaj to tyle. Jak jeszcze coś mi się przypomni- dorzucę:)

niedziela, 23 marca 2014

Raczej żartem niż serio, o tym co każda blogerka mieć powinna :)

Świecące kule, chmurki ( najlepiej z kropelkami deszczu i to takimi w kolorach tęczy), girlandy (najmodniejsze są trójkąty!), tipi. Macie? Jeśli tak- możecie spać spokojnie;) I nie obrażajcie się, sama mam 3/4 z tego. Tylko dla tipi zabrakło miejsca w naszym ( białym, to oczywiste!) salonie ;) 
Co jeszcze dodacie do tej krótkiej listy? Ja mam już kilka typów, więc ciąg dalszy na pewno nastąpi.

              
zdjęcia: pinterest.com

piątek, 21 marca 2014

Jak w domu.

Ile macie takich miejsc?
Które zawsze są dla was otwarte? Po prostu chcecie - jedziecie - jesteście. Zawsze kiedy macie ochotę. Miejsca, w których czujecie się jak w domu. Miejsca, w których kawa i ciacho smakują najlepiej na świecie. Miejsca, których zapach jest Wam tak znajomy, że już go nawet nie czujecie. Znacie też każdy odgłos, każdy dźwięk. Pamiętacie doskonale, że trzeci i piąty schodek trzeszczy. Wiecie, w którym miejscu skrzypi podłoga. Potraficie zlokalizować niemalże każdy przedmiot. Otwieracie swobodnie lodówkę, parzycie kawę. Jesteście u siebie.


No, ile takich macie?

Mam to szczęście mieć ich  kilka. Trzy dokładnie. Miejsca, które są mi bliskie i na wskroś znajome. Wiem, o jakiej porze dnia, promień słońca zatańczy na podłodze. Wiem, o który fotel stoczymy zawziętą walkę po obiedzie. To miejsca, w których mam swój ulubiony kubek, ulubione krzesło, poduchę albo schodek na którym uwielbiam sobie latem przysiąść i pomyśleć. Miejsca, w których mieszkają moje wspomnienia.
Bo w jednym postawiłam pierwsze kroki i pierwsze słowo wypowiedziałam. Bo w drugim przekomarzałam się z bratem, zwierzałam mamie i na parapecie do matury zakuwałam. I w każdą sobotę On własnie tam, do mnie, przyjeżdżał. A to trzecie- jest pierwszym miejscem w życiu mojego Syna, o którym On sam mówi DOM.


Mam też miejsca utracone. I są chwile, kiedy zazdrośnie myślę o tych co wyglądają przez "moje" okno, piją kawę na " moim " balkonie. I czasem trochę mi nawet żal. 
Że nie wejdę już do swojego pierwszego pokoju i nie zobaczę żółtych zasłonek w czarne kropeczki, równo ułożonych na półkach książek z bajkami i szafki na którą zawsze wspinał się mój mały brat ( zrzucając przy tym moje skarby).
Że nie usłyszę już skrzypnięcia drzwi w naszym studenckim mieszkaniu, w którym mieszkaliśmy we czwórkę, ale tak naprawdę pamiętam tylko naszą trójcę. I nie zobaczę już naszej ławki, tej co przed drzwiami stała i kiedy siadaliśmy na niej, to godziny gdzieś umykały, a my rozprawialiśmy o rzeczach ważnych, tych mniej ważnych i tych zupełnie nieistotnych. " Zatęsknimy kiedyś za tym."- mówiłam czasami, pewna, że tak właśnie się stanie.
Że nie zobaczę już tego pokoju, w którym On składa łóżeczko ze szczebelkami dla Małego. Pokoju, w którym wybieraliśmy imię dla Niego. Pokoju, w którym pierwszy raz się do nas uśmiechnął. Sznurków w łazience, na któych suszyły się mikroskopijne ubranka w rozmiarze 50 i 56. A potem 62, 68, 74 i 80. Może jeszcze kilka 86 się załapało...

Ile macie takich miejsc?




Dzisiejsze zdjęcia, to zbieranina z całego tygodnia:) Na koniec zdjęcie, które komentarza wymaga- bo to takie małe hand-made. Sposób na plamę. Bierzemy pędzel, farbki do tkanin, uszkodzone ubranko i do dzieła! A jeśli plam więcej- świetnie sprawdzą się, tak jak u nas, deszczowe kropelki :) Przestrzegam jednak przed zakupem  farbek do tkanin w Empiku- nasze się spierają i już po chmurce:/ Wcześniej mieliśmy farbki ze sklepu artystycznego i są nie do zdarcia ( zmycia).


A! Jeszcze konkurs! Taki mały, ale bardzo przyjemny:) Śliczna, dwustronna apaszka ( z jednej strony wąsy, z drugiej szara dresówka) szuka domu. Wystarczy udostępnić poniższy plakat ( robimy to TUTAJ) i polubić Kokoriko oraz Śladem bosych stóp, zapraszamy.



Apaszka- Kokoriko ( uwierzycie, że to pierwsze wąsy w naszej szafie?:))
Szelki z gwiazdą- Lulilaj (jesteśmy fanami szelek, a te są rewelacyjne! Grube, nie zjeżdżają z  ramion, no i ta gwiazdka minky... cudo:))
Kolorowe spodnie- Puszek
Żółta koszula- absorba ( dziękujemy Cioci Pauli, okazała się naszą ulubioną;))
Kartonowy domek - Trzy myszy
Sarenkowa kapa- Dom artystyczny
Łoś- nasze ulubione Lulaki
Kotkowy kubek, bluzeczka w paski- Tesco

piątek, 14 marca 2014

Trudny temat.

Wracam do domu, Mieszko wstaje. Klucz w kieszeń, jabłko w dłoń i lecimy. Na dwór. Aparat przeważnie zostaje w domu. 
Bo nie chce mi się nic. Odpoczywam. Nie dosłownie, bo przecież te ruchliwe, niestrudzone, nóżki cały czas gonią. 
A ja podążam ich śladem. Wracamy o zmroku. 

Pamiętacie ten wpis? Wczoraj aparat znalazł miejsce w naszej torbie i zupełnie przypadkiem zrobiłam, podobne do tamtych, zdjęcia. 
Ten sam Chłopiec, to samo miejsce. Jabłko. Tylko Chłopiec większy, jeszcze bardziej rozgadany...


Miesio przysiadł na schodku, wgryzł się w jabłko. Zrobiłam kilka zdjęć.
- Podziwiasz mnie, co!- raczej stwierdził, niż spytał.

Czasem popada też w samozachwyt.
"Jestem geniuszem!"- zdarza mu się radośnie oświadczyć.

- Mamo iolia tez miała cerwone tlampki!
- Kto?
- No, itolia!
- Kto?
- Wiktolia, no!
- Aaa, Wiktoria?!
- No, w końcu lozumiesz co do ciebie mówię, Gaaapo!


A oprócz śmiesznostek, tematy poważne. I pytanie, które zbiło mnie z tropu. Nie spodziewałam się takiego u niespełna 3-latka.
- Mamo czy ja żyję?
I kolejne.
- Mamo, kiedy nie będę żył?

Jestem osobą, której świat dziecka jest dobrze znany. Zawodowo i prywatnie. Tymczasem... zatkało mnie!
Powiedziałam, że będzie żył bardzo, bardzo długo. Wycałowałam. A w głowie zaczęłam analizować. Skąd, do diaska? Tematów tak poważnych przy Mieszku nie poruszamy, ze śmiercią doświadczeń Mieszko nie ma żadnych.
Może to jedno zdanie w encyklopedii malucha? " Słyszysz bicie swojego serca? Krew krąży w twoich żyłach- żyjesz!". Nie wiem. Czy Wasze dzieci poruszają takie trudne tematy?

Szafa Mieszka:
Czapa- KappAhl
Bluza- 5.10.15
Legginsy- f&f
Trampy- h&m
Chustka(z drugiej strony wąsy!)- Kokoriko, dostępna TU

niedziela, 9 marca 2014

Sezon na...


Zaczyna się. Sezon na długie spacery, na trampki, na skakanie w kałużach, bez obaw, że się przeziębi. Sezon na kolor. Żółty, limonka, sałatkowy i turkus. Sezon na rower, na coraz dłuższe wycieczki, na grzebanie patykiem w ziemi. Na wąchanie kwiatków, zbieranie kamieni, tropienie kota, sadzenie. Choćby  rzeżuchy tylko. Sezon na słońce!


Na parapecie pojawiły się pierwsze stokrotki, mycie okien coraz intensywniej chodzi mi po głowie. Zimowe kurtki pochowane. W szafie Mieszka pojawiło się kilka kolorowych koszulek z krótkim rękawem. Pierwsza kawa, wypita na maminym tarasie- za mną.


I wszystkiego bardziej się chce. I wszystko czuje się intensywniej. Wiosną już pachnie! Czujecie?



Wiosna w szafie Mieszka:
Kaloszki- Cayole. Zawsze marzyły mi się dla Mieśka żółte i są. Są też uwielbiane przez Księciula myszy;) Dzięki uchwytom- nie muszę asystować przy ubieraniu, uff. Nasz model dostępny w dwóch wersjach- ocieplonej i nieocieplonej. Z czystym sumieniem polecamy:)
Kamizelka, jeansy, tampki- ReKids.
Pasiasta czapa- Coccodrillo
Zielone dresy - Zezuzulla. Mamy tylko te jedne, jedyne spodenki od nich, ale uwielbiam! Na pewno wrócimy po szare lisy;)
Szary sweter na kołki, szare dresy- f&f
Pasiasty sweterek-  h&m (a właściwie nowo odkryty sh)
Żółta koszulka- Lidl

Walczymy o miejsce w szafie na wiosenne nowości. Na allegro sukcesywnie będą się pojawiać ubranka, głównie w rozmiarach 86 i 92, ale znajdzie się też jakieś 74 i 80;) Jeśli ktoś jest zainteresowany- wystarczy kliknąć grafikę poniżej :)


czwartek, 6 marca 2014

Z dzieckiem w szpitalu- jak przetrwać?


Kiedy pakowałam torbę do szpitala po raz szósty  ( a jeśli doliczyć te pobyty, kiedy to Miesio był jeszcze mieszkańcem mojego brzucha- chyba dwunasty), pomyślałam, że to temat który muszę poruszyć. Szpital z dzieckiem. Temat trudny i ważny. Po raz pierwszy mieliśmy ten komfort by się przygotować na to wydarzenie. Przygotować nas- rodziców. Przygotować Dziecko.


Pamiętam ten pierwszy raz. Byliśmy totalnie zagubieni. Z pomocą przyszły inne mamy- szpitalne weteranki. Udzieliły nam pomocnych rad. Inne strategie wypracowaliśmy sami. Pomagają przetrwać, sprawiają, że trauma poszpitalna jest mniejsza. Dziś dzielę się nimi z Wami, mając nadzieję, że nie skorzystacie.


1. ROZMAWIAJ Z DZIECKIEM, INFORMUJ O TYM CO SIĘ DZIEJE.

To coś o czym możesz zapomnieć, kiedy akcja szpital jest nagła. Strasz się uspokoić własne nerwy, w biegu spakować, to co najważniejsze. Wsadzasz dziecko do samochodu i jedziesz. Poświęć 2 minuty na to by powiedzieć dziecku o tym gdzie jedziecie i dlaczego. Powiedz, że zostanie zbadane przez lekarza. Nie zapomnij dodać, że będziesz przy Nim i że wszystko będzie dobrze:)

Jeśli Wasza hospitalizacja jest planowana wcześniej, jeśli ma to być zabieg, operacja czy też jakieś badania-masz ten komfort by przygotować dobrze dziecko na to co się wydarzy. 

Wydaje Ci się, że Maluch nic nie rozumie? Prawda stara jak świat mówi, że rozumie więcej niż nam się wydaje!
Maluch nie ma jeszcze poczucia czasu, więc krótkiej informacji możemy udzielić mu w dniu hospitalizacji, ewentualnie dzień wcześniej. Ze starszym dzieckiem porozmawiajmy o tym kilka dni wcześniej. Znacie Wasze dzieci najlepiej, na pewno wyczujecie ten odpowiedni moment.
Nie zarzucajmy jednak dziecka nadmiarem informacji. " Pojedziemy na wycieczkę  do szpitala i tam pan doktor zbada brzuszek. Na brzuszek położy taką magiczną galaretkę, wiesz? A później weźmie takie czarodziejskie urządzenie i zrobi o tak ( demonstracja)."  Taka krótka informacja wystarczy dziecku w wieku 2-3 lat. Jeśli dodamy trochę magii ( magiczna galaretka czy urządzenie)- dziecko zniesie badania lepiej. Starszemu dziecku możemy opowiedzieć więcej. Dlatego dowiedzmy się o danym szpitalu oraz  planowanych badaniach i zabiegach- możliwie najwięcej. Dzięki temu łatwiej będzie nam odpowiadać na ( być może) dociekliwe pytania Malucha.
Nie zapewniajmy dziecka, że " Nic nie będzie bolało". Ta metoda działa tylko raz, następnym razem Maluch nam nie uwierzy. Szpital  prawie zawsze łączy się z, mniejszym lub większym, bólem. Standardową procedurą jest  pobieranie krwi, wkłucie wenflonu.


2. DOBRZE WAS SPAKUJ.

Co spakować? Ulubioną zabawkę. Taką przy której dziecko czuje się bezpiecznie. Kilka takich, które zajmą go w chwilach nudy ( zagadki, puzzle, kredki i kolorowanki, książki, odtwarzacz cd i płyty z piosenkami, bajkami)
Możecie razem kupić na tę okazję specjalnego przytulaka. Z nami tym razem był łoś, owca i miś:)

Obowiązkowe punkty na naszej liście to:

Zestaw lekarski- pozwala Mieszkowi odreagować wszystkie, nieprzyjemne badania. Robi nam zastrzyk za zastrzykiem, pobiera krew, nakleja plasterki... Przez chwilę to on jest doktorem. Osobą decyzyjną i panem sytuacji. I  dobrze mu to robi! :)

Książki dotyczące tematyki szpitalnej, bajki terapeutyczne-  czytamy je w domu, czytamy w szpitalu. Teraz towarzyszy nam Alek i łoś Tadeusz. Mieszko bardzo utożsamia się z Alkiem, swojego Łosia również nazwał Tadeuszem:) Nawet jeśli przygody szpitalne Was omijają- taka lektura nie zaszkodzi. Lepiej żeby dziecko miało jakieś pozytywne skojarzenie, związane ze szpitalem, w głowie. Tak w razie czego;)

Książeczkę " Bo ja idę do szpitala" znajdziecie TU .
Naszego łosia, który spełnił swoją rolę, szpitalnego kompana, znakomicie TU

Pakujemy również wygodne ubranka ( lekkie, w szpitalu jest przeważnie za ciepło), obuwie ( raczej nie utrzymacie Malucha w łóżku przez 24 h), sprawdzone kosmetyki (lepiej się nie zastanawiać czy wysypka, to reakcja na podany lek czy może działanie nowego kosmetyku), przekąski i jedzenie ( na szpitalne za bardzo bym nie liczyła;)) Oczywiście dokumentację medyczną, dokumenty... Drobne monety! Na tv:) Tych kilka bajek może nam pozwolić na spokojną rozmowę z lekarzem, telefon do przyjaciółki, zwyczajny reset. 

Pakujemy płyn do dezynfekcji rąk, mydło w płynie. Używamy często. To i nie łażenie po korytarzu, sprawiło, że nigdy nie przywlekliśmy, ze szpitala do domu, popularnej "jelitówki".


3. POMYŚL O SOBIE

Spakuj dobrą książkę, film na wieczór, coś pysznego. Dzwoń do bliskich i mów o tym co się dzieje. Odreagujesz, spojrzysz na wszystko z dystansem. Jeśli chcesz- płacz. Zostaw Dziecko z  kimś, kto w danej chwili czuje się lepiej i idź sobie popłakać. Naszego Księciula diagnozowano pod kątem bardzo poważnych chorób. Najgorsze co mogliśmy zrobić, to zdusić cały ten lęk i paraliżujący strach w sobie. Zgrywać super dzielnego rodzica. Nadrabiając miną- często odcinasz sobie potencjalne wsparcie ze strony otoczenia. W tak ekstremalnych sytuacjach- nie warto.
Bardzo ważny punkt- przyjmij każdą pomoc! Babcia, wujek, przyjaciółka. Niech posiedzą godzinkę czy dwie z Maluchem. Dla Niego to atrakcja, która umili szpitalny pobyt. Wy- rodzice- zyskacie chwilkę dla siebie. Pamiętam jak urywaliśmy się poza szpitalne mury. Na lody, kawę, spacer. Na początku poczucie winy było ogromne ( " Nasze dziecko w szpitalu a my sobie spokojnie lody wcinamy?!"), ale ostatecznie to te chwile pozwoliły nam przetrwać . W szpitalu spędziliśmy ponad miesiąc i bez nich powrót do rzeczywistości byłby naprawdę trudny.
Jeśli jest Was ( rodziców) dwoje a pobyt jest długi- wymieniajcie się nockami.


4. KONTAKT Z PERSONELEM SZPITALA

Ameryki nie odkryję. Trzeba być miłym. Im my byliśmy milsi dla lekarzy i pielęgniarek- tym oni byli milsi dla Mieszka.
Radziłabym również nie czekać na to aż lekarz przyjdzie i powie nam co się dzieje, jak wyniki. Za pierwszym razem w szoku byłam, kiedy lekarz przyszedł na obchód, zbadał dziecko i bez słowa wyszedł. Teraz już wiem, że im więcej pytam, ciekawię się, odwiedzam gabinet lekarza- tym lepiej. Mają nas dość, owszem,  ale są też uważniejsi, dokładniej analizują dokumentację i wyniki badań, zaczynają nas informować bez proszenia o to.
Dobrze należy żyć zwłaszcza z pielęgniarkami. My zdążyliśmy się z niektórymi zaprzyjaźnić i okazało się, że można poczekać te 15 minut z kroplówką czy pobraniem krwi aż Maluch się obudzi. Że w sali z dzieckiem może przebywać więcej niż jedna osoba dorosła. Przykłady mogłabym mnożyć.
Jeśli Wasze dziecko nie ma infekcji,  jego stan ogólny jest dobry- upierajcie się przy spacerach. Ba! Starajcie się wybierać te szpitale, które pacjentów urlopują. My prawie zawsze trafiamy ze złymi wynikami krwi, z dzieckiem w stanie ogólnym bardzo dobrym. W jednym szpitalu nie pozwolili nam nawet na spacer, będąc w innym- więcej czasu spędziliśmy " na urlopie" niż na oddziale.
Na koniec prawda smutna i kontrowersyjna. Znajomości. Jeśli masz jakieś- wykop je spod ziemi. I nie wahaj się ich użyć. Chodzi o zdrowie, czasem nawet życie, Twojego dziecka. Niestety przekonaliśmy się aż za dobrze o tym, jak zmienia się podejście do przypadku naszego dziecka, kiedy zadzwoni ktoś " ważny"...
O wszystko- pytaj lekarza. NIGDY NIE SZUKAJ ODPOWIEDZI W INTERNECIE ( Bóg jeden wie, ile przez to straciłam nerwów... )


5. MYŚL KONSTRUKTYWNIE

Dlaczego akurat moje dziecko? Może zrobiłam coś źle i dlatego jest chore? Co byśmy teraz robili gdybyśmy tu nie byli? Co jeśli, to bardzo groźna choroba?, A co jeśli nieuleczalna? Czy będzie miało traumę?, Czy będzie mi ufało, jeśli codziennie prowadzę go na pobranie krwi i inne bolesne badania? Czy obudzi się po narkozie? Czy promieniowanie rentgenowskie bardzo mu zaszkodzi?

Na większość z tych pytań i tak nie poznasz odpowiedzi od razu. Na niektóre może nie poznasz  jej nigdy. Staraj się wyrzucić je z głowy. Zastąp je pytaniami konstruktywnymi. Jak mogę zminimalizować te negatywne doświadczenia u dziecka? Co mogę teraz zrobić? Kogo poprosić o pomoc? Czy wiem co robić po wyjściu ze szpitala?


A Wy? Macie jakieś szpitalne doświadczenia? Swoje strategie na radzenie sobie w takiej sytuacji? Piszcie!