Moje życie, jak to życie, przypomina płynącą rzekę. Za każdym zakrętem czeka coś nowego. I zmienia mnie samą oraz mój sposób spoglądania na świat. Liczyć się zaczynają inne sprawy, spostrzegam to co wcześniej było ukryte.
Kiedy ten dom pojawił się w naszym życiu- przez chwilę wcale go nie lubiłam. Bo zmiana. Bo miejsce które kochałam miałam zostawić za sobą. Bo widok z okna był tak odmienny od tamtego. Okno z facjatką i odziedziczony wraz z domem kot sprawiły, że ten Ich- rodziców- wybór zaakceptowałam. Ale nie miałam poczucia, że jestem w raju na ziemi. Sad, łąka, las za domem. Widok z okna mojego pokoju na konie. Porzeczki- prosto z krzaka. Czereśnie, jabłka (szare renety i papierówki!) i orzechy giganty -z drzewa. Fajnie, ale żeby się tym nadmiernie ekscytować?
Nie rozumiałam dlaczego z taką częstotliwością koszą trawę i przycinają żywopłot. Dziwiłam, że chce im się zakładać lawendową dróżkę, jechać do ogrodnika po hortensje. W upały rozkładać nad nimi parasolki a zimą je otulać by nie zmarzły. Przyznaję- naigrywałam się w duchu z tego! Myślałam, że zwariowali. Po co to wszystko?
Pierwsze przebłyski miałam ucząc się do matury. Siedząc w oknie, z nogami wywalonymi na drugą stronę, z widokiem na te hortensje i konie. Wszystko było mnie w stanie od tej nauki odciągnąć, więc kontemplowałam widoki. I doceniłam zieleń trawy, barwę kwiatów, szum liści...
Później jednak były wakacje i Oni wyjeżdżając powiedzieli że teraz ja będę dbać. O ten ich ogród. Tylko przez kilkanaście dni, tylko tego jednego lata przyłożyłam swoją rękę (i rękę mojego przyszłego męża;)) do górkowego ogrodu. I pamiętam, że klęłam pod nosem, kiedy osłaniałam te najwrażliwsze krzewy przed palącym słońcem, kiedy musiałam poświęcić grubo ponad godzinę na podlewanie. Bo jeszcze nie rozumiałam. Po co to wszystko? Po co ten cały ambaras? I czemu to takie dla nich ważne?
A teraz otwieram furtkę i wchodzę do czarodziejskiego ogrodu. Jestem w moim raju na ziemi. I kiedy dziś robiłam te zdjęcia - przymknęłam na chwilę oczy. By przypomnieć sobie jak to miejsce wglądało kiedyś. Kiedy je ujrzałam po raz pierwszy. I doceniłam. Dopiero teraz. To, że komuś chciało włożyć się tyle pracy i trudu w to miejsce. A teraz ja mogę tu ze swoją rodziną przyjść, kiedy tylko mi przyjdzie ochota. Mogę w cieniu drzewa rozsiąść się wygodnie i delektować się tym sielskim widokiem. I jak nigdzie tu odpoczywam. Z ust mojego Syna padają słowa " Chcę zostać tu na zawsze". Tak, ja też. NA ZAWSZE.
A wtedy Oni mówią, że być może nie będzie "na zawsze". Bo może kiedyś przyjdzie nowe. Z mniejszym ogródkiem i bliżej miasta. Bo i siły będą mniejsze.
I co znowu myślę? " Zwariowali. No, oszaleli! "
A potem przychodzi myśl, że są o krok dalej po prostu. Na innym niż mój etapie. I że Ich wybory często będą dla mnie zagadkowe. Tak jak moje dla Nich. Bo nigdy nie przyjdzie nam stanąć w dokładnie tym samym miejscu. Ich rzeka płynie, na moją nie poczeka. Moja również nie przyspieszy.
Tylko tym razem dorosłam do tego żeby zaufać. Uznać, że jak zrobią- tak będzie dobrze. Bo choć rozstanie z tym miejscem będzie dla mnie tak trudne i tak niezrozumiałe, to przecież życie, jak to życie, przypomina płynącą rzekę. Za każdym zakrętem czeka coś nowego. I zmienia nas samych oraz nasz sposób spoglądania na świat. Liczyć się zaczynają inne sprawy, spostrzegamy to co wcześniej było ukryte...
Dziewczyno, jak Ty to napisałaś!!!
OdpowiedzUsuń:*
UsuńOj tak wybory własnych rodziców i własnych dzieci, często najtrudniej zrozumieć. A ogród piękny zazdroszczę - nawet jeśli nie będzie na zawsze!:)
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę- gdzie Oni będą, tam piękny ogród będzie:)
UsuńTrafiłaś w sedno - ostatnio naszło mnie to samo. Ogród jak z bajki...
OdpowiedzUsuńCieszę się, że trafiłam w myśli Twoje:) Tak bajkowy ogród. Jestem z niego dumna. Choć ani krztyny mojej zasługi w tym, że taki ona piękny:))
UsuńOjej... i mi się smutno zrobiło:(
OdpowiedzUsuńOgród jest przepiękny i widać, że sporo pracy włożono i czasu potrzebował wiele. I serce w nim jest. Miłość. Wspomnienia.
Wybory są różne. Na pewno słuszne. Mimo, że tak różne.
To "nie na zawsze" jeszcze nie teraz . A i koleje losy niezbadane- może nigdy nie nadejdzie. Kto wie, kto wie. Także jeszcze nie smuć się;))
UsuńWzruszające, piękne słowa, naładowane emocjami. U mnie wzbudziły wzmocniły moją codzienna tęsknotę. Za Ich domem, za Ich głosem, za Nimi. :(
OdpowiedzUsuńNie chciałam smutków budzić... Uściski przesyłam!
UsuńWiedziałam, że po kilku lekkich wpisach zapodasz nam tutaj emocjonalną bombę. Karolino, poruszasz mnie jak nikt inny! Uwielbiam Ciebie czytać:-)
OdpowiedzUsuńA ja uwielbiam Twoje komentarze!;)
UsuńA ja się popłakałam, chociaż pewnie nie taki miałaś zamiar pisząc tego posta. Tęsknie za domem moich rodziców. Chociaż to nie był dom, tylko mieszkanie w bloku. Niewielkie ale wypieszczone w każdym calu. Z milionami wspomnień... Chciałabym stworzyć taki dom Zosi. I wiesz, mimo że nie potrafię jej sobie wyobrazić samej w przedszkolu, to oczyma wyobraźni widziałam ją jak sobie macha tymi nogami wystającymi z okna ucząc się do matury i mrucząc pod nosem "po co im to wszystko?" Zazdroszczę ogrodu i tego, że możesz tam wrócić kiedy tylko zechcesz. Chciałabym, żeby moja Zosia też często do mnie wracała :-) Tego sobie życzę :-)
OdpowiedzUsuńOjej, nie chciałam Was tak Dziewczyny emocjonalnie rozkładać...
UsuńA co do marzeń, tych matczynych- mam takie jak Twoje. Z Synem pewnie trudniej będzie je zrealizować. Chociaż, kto wie, mój Brat do domu rodzinnego chyba jeszcze bardziej przywiązany niż ja:)
Mi też zakręciła się łezka w oku, ja właśnie jestem na kolejnym etapie. Małżeństwo- dzisiaj zmieniłam adres zameldowania, nazwisko. Wszystkiego jestem i byłam pewna ale to zmiana i gdzieś we mnie tkwi taki smutek i tęsknota za tamtym. Ten wpis mnie podbudował każda zmiana, nowy etap otwiera kolejne drzwi na coś nowego :) Jestem pełna nadziei i czekam co los przyniesie, pozdrawiam Marta
OdpowiedzUsuńNa pewno same cudowności, Droga Marto. Tego Ci życzę:) I dobrze rozumiem to uczucie- zmiana na lepsze, choćby nawet najpiękniejsza zmiana- zawsze jest końcem czegoś. Czegoś co już nie wróci. Znam to uczucie doskonale. Wyjazd na studia. Dzień ślubu. Narodziny Mieszka. Pierwszy dzień w pracy. Cudowne wydarzenia a w środku gula i łza wzruszenia, że tamto minęło, że tamtego koniec. "I czego głupia ryczysz?!"- pod nosem szeptałam...
UsuńWasz RAJ!
OdpowiedzUsuńKarola - jest obłędnie, ale jak nikt rozumiem Twoje nastoletnie odczucia. Sama z identycznymi się borykałam. teraz dałabym wszystko za takie miejsce na ziemi dla Lili...
Ja już pisałam,że ten ogród jest bajeczny,ma w sobie to coś...:)
OdpowiedzUsuńBoże jaki mądry tekst!
OdpowiedzUsuńA ogród jest bajeczny! Mogłabym tam zostać na zawsze ;)
Bardzo Wam dziewczyny dziękuję:))
OdpowiedzUsuń