piątek, 21 marca 2014

Jak w domu.

Ile macie takich miejsc?
Które zawsze są dla was otwarte? Po prostu chcecie - jedziecie - jesteście. Zawsze kiedy macie ochotę. Miejsca, w których czujecie się jak w domu. Miejsca, w których kawa i ciacho smakują najlepiej na świecie. Miejsca, których zapach jest Wam tak znajomy, że już go nawet nie czujecie. Znacie też każdy odgłos, każdy dźwięk. Pamiętacie doskonale, że trzeci i piąty schodek trzeszczy. Wiecie, w którym miejscu skrzypi podłoga. Potraficie zlokalizować niemalże każdy przedmiot. Otwieracie swobodnie lodówkę, parzycie kawę. Jesteście u siebie.


No, ile takich macie?

Mam to szczęście mieć ich  kilka. Trzy dokładnie. Miejsca, które są mi bliskie i na wskroś znajome. Wiem, o jakiej porze dnia, promień słońca zatańczy na podłodze. Wiem, o który fotel stoczymy zawziętą walkę po obiedzie. To miejsca, w których mam swój ulubiony kubek, ulubione krzesło, poduchę albo schodek na którym uwielbiam sobie latem przysiąść i pomyśleć. Miejsca, w których mieszkają moje wspomnienia.
Bo w jednym postawiłam pierwsze kroki i pierwsze słowo wypowiedziałam. Bo w drugim przekomarzałam się z bratem, zwierzałam mamie i na parapecie do matury zakuwałam. I w każdą sobotę On własnie tam, do mnie, przyjeżdżał. A to trzecie- jest pierwszym miejscem w życiu mojego Syna, o którym On sam mówi DOM.


Mam też miejsca utracone. I są chwile, kiedy zazdrośnie myślę o tych co wyglądają przez "moje" okno, piją kawę na " moim " balkonie. I czasem trochę mi nawet żal. 
Że nie wejdę już do swojego pierwszego pokoju i nie zobaczę żółtych zasłonek w czarne kropeczki, równo ułożonych na półkach książek z bajkami i szafki na którą zawsze wspinał się mój mały brat ( zrzucając przy tym moje skarby).
Że nie usłyszę już skrzypnięcia drzwi w naszym studenckim mieszkaniu, w którym mieszkaliśmy we czwórkę, ale tak naprawdę pamiętam tylko naszą trójcę. I nie zobaczę już naszej ławki, tej co przed drzwiami stała i kiedy siadaliśmy na niej, to godziny gdzieś umykały, a my rozprawialiśmy o rzeczach ważnych, tych mniej ważnych i tych zupełnie nieistotnych. " Zatęsknimy kiedyś za tym."- mówiłam czasami, pewna, że tak właśnie się stanie.
Że nie zobaczę już tego pokoju, w którym On składa łóżeczko ze szczebelkami dla Małego. Pokoju, w którym wybieraliśmy imię dla Niego. Pokoju, w którym pierwszy raz się do nas uśmiechnął. Sznurków w łazience, na któych suszyły się mikroskopijne ubranka w rozmiarze 50 i 56. A potem 62, 68, 74 i 80. Może jeszcze kilka 86 się załapało...

Ile macie takich miejsc?




Dzisiejsze zdjęcia, to zbieranina z całego tygodnia:) Na koniec zdjęcie, które komentarza wymaga- bo to takie małe hand-made. Sposób na plamę. Bierzemy pędzel, farbki do tkanin, uszkodzone ubranko i do dzieła! A jeśli plam więcej- świetnie sprawdzą się, tak jak u nas, deszczowe kropelki :) Przestrzegam jednak przed zakupem  farbek do tkanin w Empiku- nasze się spierają i już po chmurce:/ Wcześniej mieliśmy farbki ze sklepu artystycznego i są nie do zdarcia ( zmycia).


A! Jeszcze konkurs! Taki mały, ale bardzo przyjemny:) Śliczna, dwustronna apaszka ( z jednej strony wąsy, z drugiej szara dresówka) szuka domu. Wystarczy udostępnić poniższy plakat ( robimy to TUTAJ) i polubić Kokoriko oraz Śladem bosych stóp, zapraszamy.



Apaszka- Kokoriko ( uwierzycie, że to pierwsze wąsy w naszej szafie?:))
Szelki z gwiazdą- Lulilaj (jesteśmy fanami szelek, a te są rewelacyjne! Grube, nie zjeżdżają z  ramion, no i ta gwiazdka minky... cudo:))
Kolorowe spodnie- Puszek
Żółta koszula- absorba ( dziękujemy Cioci Pauli, okazała się naszą ulubioną;))
Kartonowy domek - Trzy myszy
Sarenkowa kapa- Dom artystyczny
Łoś- nasze ulubione Lulaki
Kotkowy kubek, bluzeczka w paski- Tesco

8 komentarzy:

  1. Wzruszyłaś mnie swoimi słowami, bo przed oczami mam teraz DOMY. Mój rodzinny i nasz. Tego, w którym suszyły się moje śpiochy nie zostawiłam w mojej głowie ze względu na miejsce jako takie, ale ze względu na ludzi. Tam się urodziłam i mieszkaliśmy z Rodzicami i Bratem do czasu aż skończyłam 5 lat. Tam była Babcia i Dziadek - najkochańsi. Mieszkają tam nadal i zawsze będę mieć wypieki na twarzy i mokre oczy jak będę tam przyjeżdżać, bo mimo tego, że nie pamiętam z tamtego czasu wiele to kocham to miejsce. Mój Dom Rodzinny, to ten w którym się wychowałam, ten który nauczył mnie życia. To Dom moich Rodziców, to tam było wszystko.... to tam nauczyłam się jak stworzyć i szanować DOM. Znalazłam w życiu Człowieka z którym stworzyliśmy miejsce, które od razu nazwaliśmy właśnie domem, to tutaj przyszła na świat Nasza Córka, tu jest nasze miejsce. Kiedyś zbudujemy nasze 4 ściany. Marzę o tym.
    uwielbiam Twoje zdjęcia!! A stopiszonki Mieszka na sarenkach - rozczulające.

    OdpowiedzUsuń
  2. O... Ja mam więcej tych utraconych:( właśnie kolejna przeprowadzka... Ale najbardziej mi żal tego domu w którym sie urodziłam i żyłam do 15 roku zycia... To on pojawia sie w moich snach jako dom...

    OdpowiedzUsuń
  3. O rany, Ty to zawsze dajesz mi do myślenia! Wspominam dzisiaj dzięki Tobie moje miejsca...

    OdpowiedzUsuń
  4. Dwa :) Jedno jest na Mazurach. Tam mogłabym mieszkać. Raj!!!

    My mamy flamastry do tkanin. I z tego, co zrozumiałam z instrukcji (nie polskiej) to po narysowaniu trzeba przeprasować rysunek na lewej stronie. Może na te Empikowe farbki też potrzebny taki zabieg;)?

    Swoją drogą bardzo fajny pomysł na uratowanie ubranka z plamą. Czasami nic już nie pomaga i plama zostaje:/ A chmurka ładniejsza napewno;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście prasowałam:) Zawsze kilka godzin po malowaniu prasuję przez szmatkę:)

      Usuń
  5. Bardzo dziękuję, że podzieliłyście się ze mną swoimi miejscami! To niesamowite. Niektórzy mają wiele takich miejsc, inni dwa a są pewnie i tacy co jedno na całe życie...

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudnie te szelki się komponują z żółtą koszulą:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj, dlaczego przegapilam ten wpis??? Piękny tekst i zdjęcia! Cudne szelki! Pozdrawiam, Ola

    OdpowiedzUsuń