Może spotkasz nas w parku, albo
na placu zabaw. Może w kawiarni lub księgarni. Może usiądziemy razem na ławce,
a nasze dzieci pochylą się nad wspólną babką w piaskownicy. Wymienimy kilka
zdań, opinii, uwag. Jak to matki. Porozmawiamy o ich bucikach, ulubionych książkach. O zabawnych tekstach, którymi sypią jak z rękawa. Może nawet umówimy
się na kolejne spotkanie, na tym samym placu zabaw. A może nasze dzieci się
polubią i zaprosimy Was do domu, na lody. Potem my wpadniemy do Was. I coś już
wtedy o nas będziecie wiedzieć. Tyle ile
zechcemy, tyle ile Wam pokażemy. Pewnie posprzątamy mieszkanie na Wasze
przyjście, twarze przywdziejemy w grzecznościowe uśmiechy. Jak to na początku każdej
znajomości. Dokładnie tyle możecie zobaczyć tutaj. Dokładnie tyle zobaczyć mogę
ja spotykając Was na placu zabaw, wchodząc na tych kilka ulubionych blogów. Tyle ile ja chcę pokazać, tyle ile Wy pokazać chcecie. Nie więcej. I choć tak bardzo popularny jest
trend by nad dziećmi olbrzymi parasol ochronny rozkładać i przed światem je ukrywać- my nie bierzemy w tym udziału. Jesteśmy zwyczajnymi rodzicami, zwyczajnego chłopca, który nie jest naszą najpilniej strzeżoną tajemnicą;) Powstało to
miejsce. Miejsce dla Niego. O tym co w Jego życiu piękne i dobre. O tym co lubi teraz, w tym okresie życia, ktorego nie zapamięta. Po to by miał pamiątkę. Również po to byśmy my- rodzice - mogli zwyczajnie, po ludzku, pochwalić się naszym
cudem. By swoim rodzicielstwem się podzielić. Bym mogła swoje zdjęcia tematycznie "układać", co sprawia mi frajdę. Oczywiście, możesz tu wejść w
niecnych celach. Możesz spojrzeć na mojego Syna nie tak jakbym tego chciała.
Możesz to zrobić również, kiedy się bawi na placu zabaw- tym przedszkolnym czy
osiedlowym. Każdym. Wtedy gdy jedzie na swoim rowerku lub zajada ze smakiem loda truskawkowego. A może wtedy kiedy mój synek robi siusiu pod drzewkiem (osłonięty na tyle, na ile to możliwe), bo
nie jest w stanie „donieść do domu”? Może na plaży, choć bawi się w koszulce i
kąpielówkach? Nie wiem. I nie mam na to wpływu. Jestem zawsze obok. Chronię i czuwam, ale staram się nie zwariować. Na ulicy, plaży, podwórku- cała masa
dzieci. Tak jak tu, „w sieci”. Nie tylko na blogach. Również na portalach społecznościowych czy chociażby stronie internetowej przedszkola. Prawdopodobieństwo, że trafisz właśnie na Niego-
znikome. Mimo to nad każdym zdjęciem dumam sto razy. Nie pokażę Go smutnego, ze
łzami płynącymi po policzku. Nie pokażę Go na nocniku. Nie będzie na każdym
wrzuconym zdjęciu twarzyczką epatował. Pokażę też stópkę, rączkę ściskającą
ulubione autko, malutką Jego postać biegnącą polną drogą. Właśnie dlatego tak często widzisz tutaj tył Jego ślicznej główki. Tak, umieszczam
zdjęcia mojego dziecka w Internecie. Tak, dbam o Jego bezpieczeństwo. Na każdym kroku. Czasami mam wrażenie, że aż za bardzo.
Ubranka Miesia, to znów Millukids, jak widać dobrze się noszą:) Znajdziecie je również na Dawandzie.
Buciki- Renbut, o nich również już pisałam, tu
Hit wpisu- kapelusz- Pepco ( nie pamiętam ceny, ale było to mniej niż 10 zł!)
Bransoletki- taty i syna- Brentag. Polecam bez wahania, jest tak niewiele biżuterii unisex na rynku. A Miesio uwielbia chodzić w moich koralach, bransoletkach. Teraz ma swoją, żeglarską:) Brentag znajdziecie również na fb.
Nerka taty- Blubo. W końcu tata ma wolne obie ręce, co bardzo się przydaje przy naszym ruchliwym Synu;) Tata i Mieszko toczą spory o tę nerkę, chyba do walki o nią się przyłączę :)
Bidon Camelbak- Maxforma
Aaa, zapomniałam, komin Miesia- handmade. Wystarczy odciąć dół za małej bluzki i jest. Dobrze wybrać na ten cel bluzeczkę z niestrzępiącej się dzianiny. Że też wcześniej nie wpadłam na ten sposób, ile kominków by się dostało naszej szafie!;)
Mam i ja! Taj samo:-D
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - dobrze napisałaś, jestem z Tobą :)
OdpowiedzUsuńPo drugie - cudne zdjęcia - muszę się wybrać do Ciebie na mały kursik :)
Po trzecie - Miesio jak zawsze śliczny, ubranka słodziarskie :)
Po czwarte - kapelusik też mamy, kosztował 7zł :)
Po piąte - kominy z bluzek! to jest to! eh, ile ja już oddałam, wyrzuciłam, zutylizowałam :(
Ja też niepotrzebnie utylizowałam. A z tatowych byłby komin podwójny! Najlepiej sprawdzają się te z h&m, lekko elastyczne- wtedy nic nie trzeba zszywać:))
Usuńchętnie na jakimś placu zabaw byśmy Was spotkały ;))
OdpowiedzUsuńA my Was:*
UsuńTylko kiedy i gdzie? :)
UsuńNapisz skąd jesteście, to Ci powiem!:)
UsuńI ja mam tak samo..nie popadajmy w paranoje:)
OdpowiedzUsuńNaprawdę fajnie to napisałaś :)
OdpowiedzUsuńBo jesteś Mama i tak samo jak większość z nas , próbujesz byc Mama mądrą.... A potem nie zwariować ;)
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane! Jakbyś mi w myślach czytała!
OdpowiedzUsuńChyba każda z nas tak myśli:) Przecież nie umieszczałybyśmy zdjęć naszych dzieci w sieci, gdybyśmy upatrywały w tym jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Sory, ale sto razy niebezpieczniej wyjść z dzieckiem na ulicę...
Usuńdokładnie, ja jestem pewna, że gdyby nie foty na blogu, i wpisy oczywiście, o wielu sprawach dawno zapomniałabym
UsuńTak, początkowo pisałam do szuflady, ale nie szło;)
UsuńTak, początkowo pisałam do szuflady, ale nie szło;)
UsuńI mądrze, i pięknie. Właśnie za to lubię to miejsce i szanuję jego Twórców. :) Brawo!
OdpowiedzUsuńPS Walka o nerkę taty brzmi tak... przeszczepowo :)
Haha, też miałam taką myśl jak to pisałam:)
OdpowiedzUsuńI właśnie,dlatego uwielbiam Twoje zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńSą inne niż wszystkie,jedyne,niepowtarzalne...pokazują piękno samo w sobie więc w jakikolwiek sposób Miesio jest uwieczniony na nich to i tak pięknie wygląda i jesteś idealnym przykładem na to,że można dużo pokazać,nie pokazując zbyt wiele ;)
Haha,a tata nie ma drugiej nerki ? z tego co się orientuję powinny być dwie ;p
Oj Kochana, bardzo Ci dziękuję za takie słowa! Jest mi bardzo, BARDZO miło:))
Usuńps. Znam takich co nerki mają trzy! I nasz Tatko właśnie dołączył do ich grona:) Kto wie, może my z Miesiem też sobie trzecią, bonusową sprawimy:)
A ja chciałam ze swojej strony bardzo podziękować za ten wpis. Bo ostatnio dopadły mnie w tej kwestii dylematy i zastanawiać się mocno zaczęłam ale właśnie do tych samych wniosków doszłam. W końcu nie jesteśmy i tak anonimowi, w końcu i tak zdjęcia które wrzucam są mocno przeselekcjonowane. Pokazuję tylko skrawek, myślę, że dokładnie tyle ile na początku każdej znajomości. To tylko 1% a może i nie naszego życia :) W każdym bądź razie dziękuję :)
OdpowiedzUsuńMadziu- cieszę się. I dziękuję:)
UsuńSłusznie- nie dajmy się zwariować!! Czasem mam wrażenie, że to nagonka innych (zwłaszcza mam) może napędzać złe zachowania innych wobec naszych dzieci. Oczywiście, nie przesadzajmy też w drugą stronę. Bardzo fajny, mądry tekst. A zdjęcia- rewelacja!!
OdpowiedzUsuńwww.mammakreatywna.blogspot.com
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń